Do swego królestwa
W krąg ogromnych kamieni, rozrzuconych niczym
ruiny pałacu,
Który nie istniał nigdzie poza spragnionym sercem
dziecka;
W krąg tych głazów skruszonych przez morze,
walczące z drapieżnym, srebrzystym uporem
Z jakim morze, którego tu nie ma, zawsze wykonuje
wszystko,
I na ten brzeg, pełen skał i żwiru, brzeg dumnej
samotności,
Gdzie na pewno przetrwały okruchy wilgotnych
błyskawic,
Snów śnionych nieprzerwanie w ciągu tylu lat,
Wkracza ta cudzoziemka, niemal przeźroczysta,
I chyba nawet nie wie, jak długo tu na nią
czekano,
Że wzywano ją właśnie stąd, spośród mangrowców
oraz konstelacji,
Zaś ona najzwyczajniej wraca do swej ziemi
i swoich wód,
Tak jak królowa z baśni, z których dziecko
ledwie co wyrosło,
Gdy padło łupem dojrzalszych już złudzeń i nieubłaganej
obcości życia,
Wzdłuż brzegu morza, które teraz pragnęłoby złożyć
w całości,
Niczym bukiet przemocy i pian,
U stóp królowej, co wraca do swego królestwa.