Wiersze marynistyczne
BLISKOĆ BRZEGU
Kiedy opuszczam myl,
Marzenia drżš niepewnociš dłoni.
Nadwrażliwoć skóry kończy się
Trzepotaniem rzęs.
Przepraszam, powiem,
To zbliżenie jachtu z wodš
Utrwaliło napięcie żagli i ust.
Przepraszam, za rozbijanie wiatru
Nutami fruwajšcych mew,
Za przypieszony rytm serca,
Jego zapis
W piasku ruchomych linii plaży.
Twoje palce utrzymujš koło ratunkowe nadziei,
Czeka na nie Czas.
Mój czas, który popychajšc wskazówki dnia,
Jak krokodyle łby chciwie czyhajšce
Na zdobycz, trwa na przekór sztormom,
Trwa…
Zawołała wracaj!
I mgła rozpłynęła po masztach,
Ukazujšc oczom bliskoć brzegu.
Więc wracam.
W pewnoć dłoni, w dotyk żagli i rzęs
W treć busoli. Tak to jest.
Może kiedy, odnajdziesz w głonoci Morza,
Łagodnoć fali i ršk,
Pamięć Nocy – sens słów
Navigare necesse est.
SYMFONIA HELSKA
Tu wiatr
Ciszę przejciowo
Jakby zatrzymany w sekundę
Oddech Bałtyku odczuwam.
Framugi skrzypce strojš
Na tony wysokie
A bas gdzie po iglicach anten
I nadbudówkach wędruje.
Kasztan rozczula się
Muzykš smutnej wiolonczeli Casalsa
A konar dębu Solo na tršbce gra.
Grzyby kapelusze pochylajš
W zachwycie
Kiedy marynarz na wachcie
Do woja marsz- zanuci
Sosny po szpilki drgajš niespokojnie
Gdy sto pięćdziesištki melodię burzy
Do tarczy nadajš, albo dudnienie
naddwiękowego Miga
Ogon powietrza zostawi stargany.
Bo korzenie, parzšcy dotyk odłamków
Pamięć ognia, smak krwi,
Liciom – w chlorofilu zakodowały.
WIT
Powtarzasz, nagrywasz, zmazujesz
I odtwarzasz…
Jakby z martwej tamy magnetowidu
Odczytywał lady dwięków
Barwę nut, drganie Nadziei.
Spójrz
Oto suma strat – słów.
Linie obrazu zacierajš kontury drzew.
Horyzont wtłacza w protest oczu
Zapalnik rozsadzajšcy czaszkę
Żółtym piaskiem mierzei.
Takie malowanie natury uwielbia wiatr.
Znaczy to więcej,
Podkrela trud kamienia
Wytrwale szlifujšcego bursztynem
lad dębowych korzeni.
Morze wyrzuca na brzeg
Martwe deski rybackich łodzi
Porusza ludzkie sumienia i…fale.
PÓŁWYSEP HELSKI
Czym jeste?
Czy lićmi, które wiatr obdarł
Koniecznociš ziemi?
Obrazem wydm oczekujšcych
Hibernacji bursztynu?
Czym jeste…
Może nukleinš wyobrani poety,
Teoriš swobodnego spadku,
Piaszczystych ruchów wody…
Jeste z resztek fal
Utworzonym półwyspem
Utwardzanym korzeniami sosen
i mchem.
Architekturš kaszubskich chat,
Których sieć wišzań splatajš Mużowie,
A Budzisze, dłońmi wytartymi solš
Rozsyłajš w Polskę smak dymu.
Najeżonym lufami poletkiem nieba
Aby mewy i wiatr bezpiecznie
Wygrywały melodię polskiego piasku.
PROBA
Widzę morze
Blaskiem zbliża się
To cisza głębi zniewala
Ta cisza głębi budzi wspomnienia
Pluska się fala.
Schyl skroń, pochyl głowę
Jak w mgle wokół toniesz
W topieli milczenia.
Dozwól mi ust Twych dotknšć
Kształtu pełnych
Bo pokryjš nas wody ogromy
Brnšce t topiel złudzeń
Dla myli niepojętych.
ROZMOWA
Spójrz
To skrzydło mewy szarej
Błysnęło na fali
Popatrz
Zza elipsy widnokręgu
Wysupłany dymek komina.
Widzisz?
Na rozwianych wydmach
Porzuconych grajdołkach
Szerzy się pustka, smutek,
Pożegnania…
Tobie trudno uwierzyć
Że niesiony w słonym berecie
Bursztyn jest relikwiš
Jesiennej wody
Zarysem płynnej znajomoci
Ostatnim wiankiem rzuconym
za burtę
PEJZAŻ HORYZONTALNY
wiatła na wietrze
Rozpala noc
Horyzont tłumi ognik
Gorejšcego tankowca
Z rozdętej rury komina
Wybucha
Nienawić tlenu
Ostatnim tchnieniem życia
Dopala się
kropla
wody
SZKIC
Chmury
Nasšczone podmuchem
Daleko gdzie zawieszone
Na wydm goršcoć
łagodny bršz patyków
I drzewo
Osaczone w języku wodnym
Słońce
między licie przytłoczone
Wgryzło się
Zamieszało w zieleni
Sierpniowej Zatoki
I zastygło…
PORANEK
Okruszynki muszelek
Kamyki
Piętrzšce się przeciwnoci
Oto
Fragmenty poematu Morza
Szczegół techniki posiadania
Duma władcy
Żywioł łagodny
ZŁUDZENIE
Burza
Ryk ponurego bombardowania brzegów
Desant bałwanów
Fala za falš piętrzš się zdobywajšc piasek
Na drugi dzień
Poszukamy
Bursztynu
Muszelek
I
Wieczornych Złudzeń
ODLICZANIE MORZA
Oddać zmęczenie powiek wodzie
Gdy uderzajšc w burtę
Utrwala rytm morskich szlaków
To prawo marynarzy
Smutne motyle fal
Barwiš skrzydła kirem
Skronie kapitanów – na zawsze
Melodie pogrzebowego marsza
Wydzwania na wantach wiatr
Głębokoć dna
Ukryje rytm rozszalałych serc
Tłoczšcych krew
W zimnš otchłań czasu
Z martwych liter i łez
Układa listę strat
ŻAL
DESANT
Namiar słońca i polarnej gwiazdy
To odległy żeglarzy sen.
Trzeba znać zapis wiatru
Na sekundę przestrzeni,
Fali gest
Odbicie Barek w namiarach sond,
Aby
Grony bulgot żywiołu
zabrzmiał tyralierš,
grzechotem gšsienic transporterów,
salwš ognia.
Płyty stalowe otwierajš się
Tysišcem ton,
Celnoć radaru laserowym pomiarem
zastyga,
Z pasów startowych deltš skrzydeł
Lotnik horyzont osłania.
Kiedy słońce wychyli promień z dna
Piasek jedynie zapamięta smak
Żołnierskiego trudu…
Władzę obejmie zbudzony witem Bursztyn.
NA TRAWERSIE
Jednostajnoć maszyn pomaga
W zapisywaniu horyzontu
Miarš odległoci jest
Fala za Falš grzywš spięte
I wiatr
I tak się przesuwa
Że konstrukcja kadłuba drga
Dwiękiem instrumentów rozpiętych
Na stalowych strunach anten wojennego okrętu
Okręt I D Z I E!
ORP BŁYSKAWICA
Historia zna ten fakt i ceni
W pamięci ludzi, zdarzeń, dat.
I fascynację budzi wród marynarskiej braci
Że okręt ich, polskiej tradycji morskiej znak
Przetrwał kilkadziesišt lat.
Cóż, czas liczy się nie ilociš sekund.
Albert Einstein potwierdził:
To przestrzeń – przeszłoć – myl
Razem wszystko, nawet nie żelazo dział
To Ludzie!
My, Wy,
Ci co odłamków noszš blizny i Ci co krew im uszła z żył
Gdy ofiarowywali życie na ołtarzu Ojczyzny.
To dzi ich wzywam słowem wiersza…
WIERSZ OD MORZA
Pasemkami mgły, maskujšc głębię
Broni się przed nami Morze.
Okręt
W kolorycie stalowych lin
Bezlitonie przecina wodę
Jak okręt Ciszę
Mewy
Szarpišc skrzydłami powietrze
Rozplanowujš rozkład wacht.
Silniki
W ferworze zaworów, powodujš taniec ruby
Zaznaczajšc kilwater chmurami na błękicie.
Drży pokład wibracjš maszyn, że słyszę tylko wiatr
I serce
Wtłoczone w jeden wspólny rytm – ŻYCIE.
OBRAZEK PO SZTORMIE
Odszukaj go w szalejšcej bieli powietrza
Zagłębieniach ziarnistej plaży
Pożeraniu wydm.
Może namaluj obraz szyb wyciniętych z okna
Utrwal na tamie dysharmonię wistu
Niemiałoć trawy zapisz w szelest wiatru
Kiedy nastšpi sztil.
Połamana wierzba rozmyla nad losem martwych ryb
Zawilgoconych bielš słonej patyny Morza.
Sosna obojętnie przeglšda
W odbiciu falujšcego lustra
Skrzywionš karłowatoć pnia.
Gdzie wysoko samotne głazy urwiska
Unosi oddech wody
Jakby chciał im swobodę cišżenia darować.
Wiatr
Wypluwa chmurne kłęby ciemnoci
I siłš rzuca ku słońcu wyjšc na widok oparów
Ginšcych w wietle jak ćmy.
Ludzie mówiš zwyczajnie:
Dziesięć w skali Beauforta.
HELSKI KONCERT
Wygrywam melodię drzew
Jak Amadeusz Czarodziejski Flet
Pałeczkš dyrygenta proponuje dwięki
Wierzbie
Brzozie
wierkom
Czy słyszysz je?
Tak? O tak!
Pokrzykujšc bez sensu w wariackich podskokach
Po zmarzniętej plaży gna wiatr
Posłuchaj…
W oddali, blisko, jeszcze bliżej, tuż tuż,
Przeskakujš grzywacze fal
W rytm melodii tańczš niegu strugi
Nagle atakuje mgła
I nuty wrzeszczšc z przerażenia
Uciekajš z pięciolinii w głębokie zawirowania dna.
Ochrypłym brzękiem strun
Bębnišc rytmem niedomkniętej framugi
Zawiesił się na szybach solista
Helski Las.
Płaczš krzewy zginajšc patyków kolana
Kłania się w pas rybitwa
Szarpie z księżycem Noc
Aż ciemnoć rozwietli słońce
I gwizdaniem ptaków rozpocznie się gonitwa dnia.
P O S Ł U C H A J
CHŁONĘ CIEBIE MORZE
Chłonę Ciebie Morze nocš
Czerwieniš pulsujšcej radiolatarni
Przyszywam Ciszę
Do brzegu falujšcego rękawa Mierzei.
Widzę jak mewy rozdziobujš
Kulisty kształt chmury
Narosłej formš naftowych przemian.
Tłoczę pejzaż w Północny Port
Czarnociš tam myl przeginam
Aby unoszenie mgły rozmazać na skrzydłach
Odmrożonych łabędzi.
Sięgam w głębię – do ryb
Które odnajduje echosonda sieci
Obcišżona ołowiem popołudniowej fiesty rybaka.
Chłonę Ciebie Morze dniem
Bo wtedy słońce rozprasza skłębienie snów
A wiatr napina radoć żagli.
JAK DALEKO
Jak daleko sięga Morze?
Kiedy targany strachem nawet
Nie zbliżysz się w ciemnoci aby dotknšć dłoniš
Dniem
Łagodnie piecisz je
A Ono w zamian
obmywa zmęczenie
I wpaja radoć…
JESTE MORZE
Jeste Morze wielkš wodš
obmywajšcš kontynenty.
Zaworem bezpieczeństwa Ziemi
Wchłaniajšcym goršcoć wulkanów.
Zbiornikiem ludzkich łez
Których słonociš zachwyca się
Polarna Zorza.
Energiš oceanów
Tworzšcych przestrzeń wyobrani planety.
Grobowcem sztormowych ofiar marynarzy
Nie wracajšcych z rejsów.
Wreszcie…
Płynnym tworzywem oddajšcym plastycznoć
Kształt i ciężar ciała zanurzonego poety.
MORZE RÓDZIEMNE
Przemawiasz głosem wody
Dyrygujšc tym samym koncertem kropel
Od zawsze.
Szeptem fal odczarowujesz wapienne szczštki klifu
Rzebišc w kamieniu historię
Krzyżowych wypraw Europy.
Wzruszenie, ale i smutek
Budzi obraz sterczšcych z dna
Murów warownych miast,
Wzywajšcych łaski nieba
W niemym protecie kolumn,
Jak czyniły to w modlitwie
Oczekujšce powrotu swych rycerzy
Wierne Penelopy.
Bo współczesnym obojętnym się stał los
Arki Przymierza
Która Tu, gdzie blisko, ukryta wród skał
Czeka z nadziejš na pogodzenie umysłów i serc
Zwanionych od wieków Ludzi.
TWARZE HISTORII
Pozwalasz się Morze orać skibami fal.
Czerń łšczysz z bielš
Zieleń z błękitem
Unoszšc na szczycie wiatru
nieżny grzebień piany.
Wciekasz się gdy wysunięta skała łamie
Pędzšcy do brzegu zwał wody
Wytryskujšcy w górę gejzerem kropel.
Wyciskasz w kamieniu twardoć czasu
Pozostawiajšc historii twarze
Wyrzebione sztormowym dłutem.
NIC BLIŻSZEGO
Co wieczór
Zanim słońce zakreli horyzont
Czerwonš kreskš o zachodzie.
Morze
Pomrukujšc niemiało
Odmawia swoje modły.
Prychajšc zadowolonym spienieniem kropel
W słonej wodzie obmywa zmęczenie dnia,
I robi to tak zwyczajnie
Jakby niczego innego w życiu robić nie umiało.
Rozbija skały
Spojrzeniem mokrych fal,
Swobodš zachowań zadziwia żeglarzy
Wymuszajšc umiech, a czasem gest ponury.
Bo tak naprawdę,
Nie ma
Nic od Niego
Bliższego NATURY!