Polska poezja

Wiersze po polsku



T. S. Eliot – Jałowa Ziemia – III Kazanie Ognia

Jałowa Ziemia – III. Kazanie ognia

Namiot rzeki już pękł; ostatnie palce liści
Chwytając się kurczowo, toną w rozmokłym brzegu. Wiatr
Przebiega brunatną ziemię, bezgłośnie. Nimfy odpłynęły.
Słodka Tamizo, płyń łagodnie nim skończę mą pieśń.
Rzeka nie niesie już pustych butelek, śniadaniowych papierów,
Jedwabnych chustek, niedopłaków, pudełek,
I innych świadectw letnich nocy. Nimfy odpłynęły.
I ich przyjaciele, obiboki – synowie dyrektorów,
Spłynęli, nie zostawiając adresów.
Nad wodami Lemanu siedziałem płaczący…
Słodka Tamizo, płyń łagodnie nim skończę mą pieśń,
Słodka Tamizo, płyń łagodnie, bo cichy i krótki mój śpiew.
Lecz za plecami, skąd wiatr zimny dmucha
Klekot kości, i chichot od ucha do ucha.

Szczur pełznął miękko pomiędzy chwastami
Wlokąc swój śliski brzuch po brzegu,
Gdym łowił ryby w zatęchłym kanale
W zimowy wieczór w pobliżu gazowni
Dumając o tym jak utonął mój brat, król
I o wcześniejszej śmierci króla – mego ojca.
Na mokrym brzegu nagie białe ciała
Kości rzucone na ciemne poddasze,
Chrobocą tylko pod nogami szczurów, rok po roku.
Lecz za plecami słyszę od czasu do czasu
Dźwięki klaksonów i motorów – które wiozą
Sweeneya wiosną do pani Porter.
Nad panią Porter księżyc wschodzi
Usiadła z córką w światła powodzi
I myją nogi w sodowej wodzie
Et O ces voix d’enfants, chantant dans la coupole!

Tłit tłit tłit
Dżag Dżag Dżag Dżag Dżag
Tak okrutnie zgwałconej
Tereu

Nierzeczywiste Miasto
Pod mgłą brunatną w zimowe południe
Pan Eugenides, handlowiec ze Smyrny
Nie ogolony, w kieszeniach rodzynki,
Dokumenty: C. i. f. Londyn, płatne przy odbiorze,
Zaprosił mnie w ludowej francusczyżńie
Na lancz w Hotelu Cannon Street
A następnie na weekend w Metropolu.

0 fioletowej godzinie, gdy oczy i plecy
Podniosą się znad biurka, gdy ludzka maszyna
-Jak taksówka drżąc, czeka,
Ja Tejrezjasz, choć ślepy, drżący między dwoma żywotami,
Starzec o piersiach sflaczałych, kobiecych, widzę
0 fioletowej godzinie, wieczór, który dąży
Do przystani: wiedzie marynarza z okrętu do domu;
I maszynistkę – sprząta resztki po śniadaniu,
Zapala piecyk, z puszek wyjmuje jedzenie,
Jej niebezpiecznie w oknie wiszącą bieliznę
Grzeją ostatnie słoneczne promienie,
Na tapczanie (co w nocy jest łóżkiem) – niedbała
Sterta – gorset, stanik, pończochy, pantofle.
Ja Tejrezjasz, o zwiędłych kobiecych wymionach,
Pojąłem scenę, dalszy ciąg przepowiedziałem
– Ja też na gościa o zmierzchu czekałem.
Wchodzi – w krzykliwym stroju i pryszczaty
Chudy pisarczyk – zuchwale spoziera,
Jeden z maluczkich, których pewność lśni
Jak jedwabny cylinder bradfordzkiego milionera.
Skończyła jeść, siedzi zmęczona i znudzona,
Chwila jest teraz pomyślna – zgaduje,
Pieszczotą pragnie skłonić ją do pieszczot,
Ona nie broni się, ale i nic nie czuje.
Gwałtowny, szybki, szturmuje od razu,
Rękę przesuwa wciąż w nowe regiony
– Nie oczckuje żadnej odpowiedzi,
Wystarczy mu, że nie jest odtrącony.
(I ja Tejrezjasz przeżyłem to wszystko
Co się odbyło tu, na tym tapczanie;
Ja który zszedłem w świat umarłych nisko
I stałem w kurzu przy tebańskiej bramie)
W drzwiach jeszcze całus protekcyjny dodał
I po omacku schodzi po nie oświetlonych schodach…

Ona odwraca się i chwilę patrzy w lustro,
Wie że był tutaj, lecz o nim nie myśli;
I czuje tylko w głowie wielką pustkę:
„Poszedł, jak dobrze, że już jest po wszystkim”.
Gdy z drogi cnoty schodzi śliczna pani –
Przed lustrem staje z pochyloną głową,
Włosy upina drżącymi rękami
I na gramofon kładzie płytę nową.

„Muzyka ta, obok mnie pełzła nad grzbietami fal”
Wzdłuż Strandu szła, do Queen Victoria Street.
O Miasto miasto, czasem jednak słyszę
Stojąc przed barem na Lower Thames Street,
jak mandolina delikatnie łka
I gwar i brzęk który dobiega z wnętrza
Gdzie ryb handlarze schodzą się w południe: gdzie ścian
Magnusa Męczennika przepych i prostota
Jest niepojętym pięknem jońskiej bieli oraz złota.

Rzeka wypaca
Ropę i smar
Fala zawraca
Odpływa w dal,
Żagle czerwone
Szerokie
W stronę wiatrów zwrócone
Na ciężkich rejach.
Za galarami kłody na fali
Płyną ku Greenwich
Psia wyspa w dali.
Wajalala laja
Wallala lajalala
Elżbieta i Leicester
Rytmiczne wiosła
Rufę jak złotą
Muszlę
Uniosły,
Wiatr rześki marszczy
Fale na brzegu
Wiatr południowy
Niesie w dół biegu
Dzwonów dzwonienie
W śród białych wież
Wajalala laja
Wallala lajalala

„Tramwaje oraz drzewa w kurzu.
Zrodziło mnie Highbury. Richmond i Kew
Zgubiły mnie. – Pod Richmond nogi rozłożyłam
Leżąc na wznak, na czółna wąskim dnie.”

„Moje stopy na Moorgate, serce
Rzuciłam pod stopy. Po wszystkim
Płakał, szeptał >>zaczniemy od nowa<<.
Nie miałam o nic żalu i nie rzekłam słowa.”

„W Margate, na piaskach
Nie potrafię powiązać
Z niczym – niczego.
Połamane paznokcie brudnych rąk.
Moi starzy, ludzie skromni, nie oczekują
Niczego.”
la la

Do Kartaginy przybyłem wówczas

Płonąc płonąc płonąc płonąc
0 Panie Ty wyrywasz mnie
0 Panie Ty wyrywasz

płonąc


1 Star2 Stars3 Stars4 Stars5 Stars (1 votes, average: 5,00 out of 5)

Wiersz T. S. Eliot – Jałowa Ziemia – III Kazanie Ognia - Eliot Thomas Stearns