Polska poezja

Wiersze po polsku



Elegia na wiolonczelę

Przychodzę na mogiłę – po latach, z daleka –

Nikt mnie juz nie powitał, nikt na mnie nie czeka,

Wkoło wszystko jest martwe.

Tam cicho pod ziemią

Martwe, na pół spruchniałe ciche kości drzemią

Tej jednej, co mnie moze naprawdę kochała,

Kiedyś, dawno – – zostało tylko puste imię.

Cóż się stało z jej duszy? Cóż się stało z ciała?…

Pamiętasz? Ten szczyt w lesie – te płomyki w dymie

Juhaskiego ogniska błyskające sino – –

Pamiętasz? Czy i wszystkie myśli ludzkie giną?

Jak dawno… Jakże wszystko, wszystko mam za sobą…

Jestże prawdą, żeś była, że mówiłem z tobą?

Jestże prawdą, że niegdyś, bez słowa wyznania,

Mieliśmy młode serca przepełne kochania,

Mieliśmy młode dusze przepełne miłości – –

Pamiętasz?

Lecz kto?

Martwe w ziemi twoje kości…

Kości twoich się pytam? Twych zwłok półspróchliny?

Tak przeszło – ja pamiętam. Pamietasz głębiny

Tej wody, gdzie nas tratwa, bez steru, bez wiosła,

Dzikim wichrem pędzona w noc burzy precz niosła

Pod skały w toń skrzesane? Pamiętasz szczyt w górze,

Gdziem cie wiódł, jeszcze wówczas, jako piorun w

Chmurze

Zatajony, nim błysnął? Pamiętasz?

Cóż pytam?

Czyli jestem szalony i cień w ręce chwytam?

Pamiętasz owe rano, gdy nas rozdzieliła

Błękitnociemna głębia cichego jeziora?

Pamiętasz? Tyś mi rzekła cicho: już nie pora…

Pamiętasz! I znów burza piorunami biła,

A na przeciwne szczyty dwa nasze zerwane

Serca biegły – – raz tylko może tak kochane…

Jam powstał! Zdobywałem wierchy i zawieje,

Zdobywałem mysl ludzka i własną nadzieję,

Wznosiłem się, lecz nikt mi, jak bóstwo uroku,

Nie złocił dnia młodości…

Dziś wszystko jest w mroku,

Nikt nie wie, co jest prawdą, co kłamstwem mej duszy,

Nikt nie wie, co mnie pali, nikt, co krew mą suszy,

Jestem jak ostęp górski, po którym wiatr goni,

Czasem złom sie osunie, czasem snieg się wzruszy

I zasypie lawiną, a w dnie uroczyska,

W gębi leży staw ciemny nieruchomej toni – –

Pamiętasz?

Dłonią stawu nie sięgaj po wodę,

Staw ten daje lodowatą, zamarzłą ochłodę,

Niech ptaki z niego piją i gór pojawiska.

Nie sięgaj – – ale prawda! Cóz tobie po wodzie?

Ty leżyszy cicho w ziemi, w wiekuistym chłodzie,

Cóż, że dziś mi tak żywa? Jakiego anioła

Ręka cię z twego grobu przed me oczy woła

I po co? Tyle lat już – – czyś ty tam, w twej trumnie,

Przypomniała mnie sobie i przychodzisz ku mnie?

Widzę twą duszę – – o nie! nie tu ona idzie!

Widze, jak ciebie anioł prowadzi za rękę – –

Księżyc się tam połowi na skał piramidzie,

Idziesz w górską dolinę i patrzysz na mękę

Dwóch dusz prawie dziecinnych, stworzonych dla siebie,

Lecz nie sobie znaczonych….

Anioł, co cie wiedzie,

Obojętnie oczyma czyta gwiazdy w niebie

I pyta czasem: czy tu?

A ty tych kamieni

Szukasz, po których szliśmy i w serc naszych biedzie

Szukali ulgi, milcząc – – w milczeniu zgubieni…

O śpij! Na tamtej ścieżce ja lękam się ciebie,

Sam nią idę samotnie – znalazłem te ślady – –

Zaiste! Nie ruszyły się głazów posady,

Każdy ślad twojej stopy wzrok w mroku odgrzebie,

Każdy krok w uroczysku nocą oniemiałem – –

Tuś szła…

Nikniesz mi kędyś… Wiesz, co mówić chciałem?

Bądź zdrowa!…


1 Star2 Stars3 Stars4 Stars5 Stars (2 votes, average: 3,00 out of 5)

Wiersz Elegia na wiolonczelę - Kazimierz Przerwa-Tetmajer
«