Polska poezja

Wiersze po polsku



Zaklęte dzwony. Legenda z dziejów polskich

WSTĘP

I
Lubisz, dziatwo, gdy zmrok padnie,
Słuchać nianiek opowieści:
O jeziorze, które na dnie,
Kryształowy pałac mieści…

A w pałacu tym dziewica,
Której dziki potwór strzeże,
Taka dręczy ją tęsknica,
Że aż litość serce bierze!

I gotowaś skoczyć dziatwo,
W to jezioro co ją chowa,
Lecz wybawić ją nie łatwo,
Bo zaklęcia nie znasz słowa!

II
Nieraz trwogą drżysz tajoną,
Gdy zasiadłszy u komina,
Dziaduś z twarzą pomarszczoną,
Różne dziwy przypomina.

Jak to walczył gdzieś daleko,
Pod chorągwią bohatera…
Jak to krew się lała rzeką…
Aż ci w piersiach dech zamiera.

Siwy dziaduś macha ręką
I maluje żywem słowem:
Jak to walczył pod Dubienką,
Pod Olszynką, pod Grochowem.

Potem widzisz w oku dziada,
Jak się męska łza zakręci,
I na cichą ziemię spada,
Niby zmarłym ku pamięci.

I znów radabyś o! dziatwo!
Ujrzeć dzielnych z pod Grochowa:
Ale wskrzesić ich nie łatwo,
Bo zaklęcia nie znasz słowa!

III
Jak królewna ta zaklęta,
Na dnie wody kryształowem,
Polska, twoja Macierz święta,
Pod kamieniem śpi grobowym.

Lecz szczęśliwszy los królewny,
Niż los matki naszej świętej:
Bo się znalazł młodzian pewny,
Co w jej pałac wszedł zaklęty;

Niczem były dlań tortury,
I piekielnych sił hałasy:
Przed pogonią wznosił góry,
Zwracał rzeki i siał lasy…

Przebył trudy nad pojęcia!
I nim wreszcie ją powitał,
Pierw o słowa, o zaklęcia,
Pośród rajskich ptaków pytał…

Pierwej stoczył bój z potworem,
Co pałacu strzegł ze złota,
Nim stanęły mu otworem,
Zaklętego zamku wrota.

A tej Polski naszej świętej,
Snu głuchego wiek przechodzi,
I niewiedzieć, kto z zaklętej
Matkę mocy wyswobodzi?

IV
Cóż to, dziatwo! jaka strata,
Oczy twoje łzą zaćmiewa?
Z ustek uśmiech ci ulata,
Jak powiędły listek z drzewa…

Kornie stoisz tak z daleka…
Powiedz, czego ci potrzeba?
Czy ptasiego żądasz mleka,
Szybki z okna, gwiazdki z nieba?

Ha! już czytam w twojem licu,
Co ci goni łzę z powieki!
Ty wiesz o tym królewicu,
Co to poszedł w kraj daleki…

Poszedł między rajskie ptaki,
Szukać owych słów zaklęcia…
I ty w jego błędne szlaki,
Chcesz z ufnością iść dziecięcia!

A więc dobrze! Pójdziem razem,
Pójdziem szukać tego słowa!
Może zagrzmi tym wyrazem,
Przestrzeń niebios lazurowa?

Może toń jeziora drżąca,
W nocną je wyśpiewa ciszę?
Może gwiazdka spadająca,
Na powietrzu je wypisze?

Może w głuchej gdzie dąbrowie,
Szepnie je „macierzy-duszka”,
Lub własnego ci dopowie,
Przyspieszony puls serduszka.

DZWON ZYGMUNTOWSKI

I
Na Wawelu jęczą dzwony,
Głośno nasz się Zygmunt żali,
A z wichrami smutne tony,
Po Wiślanej płyną fali…

Stary Zygmunt łka jak dziecię…
Jęki niosą wiatry chyże…
A z Zygmuntem wszystkich w świecie,
Zajęczały dzwonów spiże…

I po ziemi naszej całej,
Huczą dzwony jak zaklęte…
Nawet ów, z Loretu mały,
Cicho roni łezki święte.

Hej! kto płaci za podzwonne,
Że tak kazał grzmieć sowicie?
Hej! Litewskie i Koronne,
Komu, komu wy dzwonicie?

O! nie pytaj, dziatwo miła,
Jeno słuchaj, słuchaj szczerzej!
Oto jedna, patrz! mogiła,
A w mogile Polska leży!

Rozbujane serce w dzwonie,
Wstrząsa duszę dziwną mocą;
A tam drugie – w ludu łonie,
O pierś bije, o sierocą…

Dzwon w niebieskie grzmi podwoje,
Głośniej ludu serce szlocha!
I tak serc się ściera dwoje,
Które silniej Polskę kocha?

Na przemiany: ciszej, śpiewniej,
Dzwoni żałość ich pobożna,
Że niewiedzieć, czy już rzewniej,
Nad ojczyzną płakać można?

Jęczą dzwony… Dzwonom śmiechem
Odkrzykują wtór morderce;
Aż z ostatniem dzwonów echem,
Zygmuntowi pękło serce.

II
Na Wawelu jest kaplica,
Zygmuntowskiej pomnik chwały,
W której dotąd nas zachwyca,
Włoskich mistrzów kunszt wspaniały.

Światło na nią kładzie z góry,
Na marmurach cień głęboki;
W niej, gdy umarł z królów który,
Pokładano jego zwłoki.

Skądże dziś do wrót kaplicy,
Zewsząd lud ten wierny bieży?
Skąd te w oczach łzy tęsknicy?
Skąd ten głuchy szept pacierzy?

Zażby krwawe znów zagony,
Dzicz tatarska zapuściła?
Zażby Polska z swej korony,
Nowy klejnot uroniła?

Ni to klejnot zginął drogi,
Co ozdabiał blask purpury;
Ni pohaniec wdarł się srogi,
Ani z królów umarł który…

Lecz straszniejsze – z jękiem wieści,
Wiatr roznosi na wsze strony:
Oto Polska – o! boleści!
Całej zbyła się korony!

O! przychodźcie tutaj społem,
Tu, gdzie zimny trup jej leży,
I uderzcie kornem czołem,
Z czcią ostatnią dla Macierzy!

III
Jak w dzień śmierci Zbawiciela,
Do grobowej tej kaplicy,
Zewsząd ludu zdąża wiela:
Z całej Polski to pątnicy.

Cisza wkoło… Czasem jeno,
Mgłą czarniejszą zajdą oczy,
I na trumnę, na matczyną,
Łza, zmieszana z krwią się stoczy.

Tylko czasem wśród tej ciszy,
Wiatr stłumiony jęk przyniesie,
Że zaledwie Pan Bóg słyszy,
Jak tam nić żywota rwie się.

I przed oczy tobie stają,
Żywe z baśni tej wyrazy:
O tych ludziach, co to bają,
Że czarownik wklął ich w głazy…

Co tak wieczność stali całą,
Pierś podając burzy ciosom,
I ze zgrozy, – skamieniałą
Dłoń, wznosili ku niebiosom!

IV
Jakiż orszak to wspaniały,
Pod zamkowe mknie kolumny?
Białych duchów zastęp biały,
Cicho zbliża się do trumny.

Tak ich wstaje wielu, wielu,
Z pod grobowej swej otchłani…
Ach! to nasi z pod Wawelu,
Wodze, króle i hetmani!

Płyną cienie te olbrzymie,
Niby białych sznur gołębi,
Męże – których samo imię,
Wstrząsa duszę aż do głębi.

Idą wielcy ci rycerze,
Niosąc lauru liść na skroni:
Bolesławy, Kazimierze,
Dwaj Zygmunci Jagielloni.

Niegdyś miecz ich z błyskawicy,
Grzmiał po krańcach ich dziedziny;
Tronem był im szczyt Łomnicy,
A podnóżem Bałtyk siny…

Po Czarnego morza piany,
Nieśli berło namiestnicze,
A u stóp im jak brytany,
Legły kraje hołdownicze!

Niegdyś oni Polsce klęli
Wolność świętą… O! ohydo!
Dziś po wiekach, starce bieli,
Nad ojczyzną płakać idą…

V
Nad omszałym grobu głazem,
Z grzmotem wielkim pęka płyta,
I mąż cały za żelazem,
Stróż Wawelu – wstaje Kmita.

Echo dalej grzmot podaje,
Bije w kratę mogił rdzawą:
Jan Tarnowski z grobu wstaje
I potrząsa swą buławą.

Na to hasło, do swych znamion,
Wstają z mogił czujne straże,
Skrzydła wieją im u ramion:
Ach! to nasi są husarze!

Niegdyś – lot tych orłów dumny,
Pruł słoneczne nieba szlaki:
A dziś oni u tej trumny,
Idą kruszyć swoje znaki!

Idą łamać oręż rdzawy,
Cienie mężów tajemnicze:
Tu składają swe buławy,
Jabłonowscy, Chodkiewicze…

Tu strzaskany kord w prawicy,
Dąży złożyć kalek paru:
To ostatni wojownicy,
Z pod Racławic i z pod Baru…

I ci tutaj, co w swej drodze,
Los zawistny mieli służką:
Dwaj ostani dążą wodze,
Książę Józef i Kościuszko.

A nad głową ich sztandary,
Wieją dumnie, wrogów straszą,
Hasłem dawnej, polskiej wiary:
„Nasza wolność jest i waszą!”

VI
Jak na słowo czarodzieja,
Co zapory grobów targa,
Wstaje wielki kaznodzieja,
Złotousty idzie Skarga!

Idzie w smutku i tęsknicy,
Cisza nad nim pogrobowa;
Tylko echa tej świątnicy,
Powtarzają jego słowa.

Tylko ci, co to z kamieni
Wyciosani na sen wieczny,
Wstają, echem tem zbudzeni,
Jakby na sąd ostateczny.

I wstecz wieków myśl cofnięta,
Dziwny jakiś obraz roi:
Wstaje cała przeszłość święta,
Huf rycerzy w lśniącej zbroi…

Piękne panie i dworzany,
W złotogłowiu i szkarłacie;
A na tronie między pany,
Siadł król Zygmunt w majestacie.

Na tle złota i kamieni,
Co królewski dwór przetyka,
Większym blaskiem się promieni,
Skromna postać zakonnika.

Oto patrzcie jak w tem gronie,
Nagle osiadł strach ponury!
Mąż w niebiosa podniósł dłonie,
Jakby piorun ściągał z chmury…

Oto prorok grzmi natchniony,
Planów Bożych wielki świadek:
„Stany Litwy i Korony,
„Zapowiadam wam upadek!”

Obraz padł gdzieś w otchłań ciemną,
Tylko echo groźbą grzmiało,
I ów świadczył mąż przedemną,
Że się słowo ciałem stało…

VII
Zdała, coraz to boleśniej,
Coraz tęskniej, coraz smutniej,
Dźwięk dolata cichej pieśni,
Czarnoleskiej dźwięcznej lutni…

Idzie w wieńcu ze siwizny,
Wieszcz nasz, łkając piersią całą,
Bo na „Treny” dla Ojczyzny,
Strun na harfie mu nie stało…

Więc spuściznę swą grobową,
Na nic zdatną już w tej dobie,
Pieśń i lutnię bojanową,
Na Ojczyzny składa grobie.

Jak za natchnień swych rodzicem,
Sunie dziatwy ciżba wierna:
Naprzód idzie z bladem licem,
Ascetyczny cień Acerna;

Idzie, gniewnie szarpie wąsa,
Groźnym wzrokiem tłum przestrasza,
I wychudłą ręką wstrząsa
I podzwania w trzos Judasza…

I w grób zdrajców pięścią wali,
Zardzewiałą łamie kratę:
„Tym, co Polskę zaprzedali,
„Niosę – woła – ich zapłatę!”

Za nim stąpa ów syn kmiecy,
A najsłodszy wieszcz lechicki,
Pierwszy z chłopów, który plecy
Od ksiąg zgarbił, – nasz Janicki.

Tam Miaskowski w lutnię złotą
Grzmi i woła: „Szatę wroną
„Włóż o Safo! i bij oto,
„W płacz serdeczny nad Koroną!”

VIII
Czy widzicie? geniusz sławy
Złotym kluczem grób odmyka;
Oto staje w progu nawy,
Duch słoneczny Kopernika.

W górę rzuca wzrok natchniony,
Tam, gdzie zorza prawdy świta,
Idzie w błękit zapatrzony
I gwiazd o los Polski pyta!

Za nim świetnym korowodem,
Płynie długi orszak cieni:
Oto stają przed narodem,
Mędrcy polscy i uczeni.

Stają cienie te szlachetne,
Otoczone czcią i mirem,
Lecz ich gwiazdy bledną świetne,
Bo przykryte smutku kirem.

O wy, których wiatr kołysze,
Przez gwiaździste niebios stropy,
Mówcie, jakie Bóg tam pisze,
Dla Ojczyzny horoskopy?

O! mów ty, wybrańcze nieba,
Co po mlecznej stąpasz drodze,
Któryś z wozu strącił Feba,
By sam ująć jego wodze…

Mów! bo świt się w chmurach grzebie,
Że nie przedrzeć mgły oczyma,
Czy już Polska na swem niebie,
Opiekuńczej gwiazdy nie ma?

Próżno pytam… Cisza głucha!
Duchy stoją smutni, biedzi…
Próżno w niebo skłaniam ucha
I tam niema odpowiedzi!…

ZJAWISKO

I
Wkoło trumny marmurowej,
Co pokrywa drogie zwłoki,
Stoi orszak pogrzebowy,
W ciszy wielkiej i głębokiej.

Smutne „requiem” brzmią organy,
Serca wszystkich drżą w pokorze…
Odzież te czasy, gdy te ściany
Odbijały: „Ciebie Boże!”…

Gdy tu wodze, króle nasi,
Po odbytej bitwie walnej
Nieśli wota… a Prymasi
Hymn „Te Deum” tryumfalny?

Gdy tu, wieńcząc wielkie dzieło,
Które burzył mnich niecnota,
Z pod Grunwaldu nasz Jagiełło,
Sto chorągwi słał na wota?

Gdy tu król nasz, Zygmunt Stary,
Jak bywało dzicz przepłoszy,
Z rąk Tarnowskich brał sztandary
I na klęczkach hołd Wołoszy?

Gdzież te czasy dawnej chwały?
Gdzież ta królów dań powszednia?
Gdzież te hymny, co tu brzmiały,
Gdy Jan trzeci wracał z Wiednia?

Wszystko, wszystko pogrzebione!…
Tylko czasem w nocną ciszę,
O trofea, zawieszone
Pod sklepieniem, – wiatr kołysze.

Tylko czasem, gdy zmrok pada,
Jęk w Wawelskiej słychać skale,
I duch jakiś błędny gada,
O minionej przodków chwale!

II
Żałobnego „requiem” strugi
Gdzieś skonały u ołtarza…
Tylko kolumn szereg długi,
W ciszy sobie je powtarza.

Tylko wiatr je o arkady
I o smukłe trąca wieże,
Skąd cherubin smutku blady,
Przed tron Stwórcy je zabierze.

I wraz nawa tej świątnicy
Pęka, jak sklep niebios Boży,
Ody go mgnienie błyskawicy,
Dla śmiertelnych ócz otworzy.

I przez jasne niebios wrota,
Gdzie duch Pański jeno wchodzi,
Płynie istny potok złota,
Topiąc cały gmach w powodzi.

Już grobowce te ponure
Drżą, od blasków całe lśniące…
Rzędy kolumn pną się w górę,
Niby słupy gorejące…

A u Świętych, tam na boku,
Taką zorzą płonie lice,
Jakby Pan Bóg dał ich oku
Odbić niebios tajemnice…

Z płomiennego morza fali,
Spływa anioł srebrnopióry;
Nad nim zorzy brzask się pali,
Brzask zarania i purpury…

Niby w locie gwiazda chyża,
Co przez niebios spada tonie,
Tak się on do trumny zbliża
I wyciąga nad nią dłonie.

Głosem, słodszym nad dźwięk lutni,
Co brzmi chwale Boskiej k’ woli:
„Pokój – rzecze – wam, o smutni!
„Pokój ludziom dobrej woli!”

A choć cichy głos anioła,
Dziwnej pełen jest słodyczy,
Przecież wszystko tu dokoła,
Drży od grozy tajemniczej.

Wstrząsł się Wawel w swem sklepieniu,
Grób za grobem się rozpada!
I szmer pobiegł w zgromadzeniu:
„Cyt! niech poseł Boski gada!”

III
A niebieski gość skrzydlaty,
Cicho się nad ludem waży…
I złocistym rąbkiem szaty,
Gęste łzy ociera z twarzy.

I u trumny, co krwią broczy,
Klęka, chyląc kornie czoła:
Aż ukrywszy w dłoniach oczy,
„Polsko biedna!” w głos zawoła…

„Polsko! dawne cnót siedlisko,
„Podeptana wdzierców nogą,
„Jakżeś ty upadła nisko,
„Że dziś niemasz już nikogo…

„Któż nad grobem twoim stanie?
„Kto uderzy w jęk boleści?
„I opłacze twe skonanie
„I wskrzeszenie twe obwieści?…

„Nikt, nikt z ludzi! Lecz Pan w niebie,
„Spojrzał na cię u podnóża,
„I mnie zesłał tu do ciebie,
„Świadka dziejów twych i stróża!

„Jak przed wieki ja ci niosłem
„Twą koronę z niebios daną,
„Gdy sędziwy Piast, pruł wiosłem
„Pod Kruszwicą, toń goplaną;

„Tak po wiekach znów przychodzę,
„By zapłakać nad twą trumną,
„I żałości puścić wodze,
„I twą przeszłość wskrzesić dumną.

„Bo na powieść o twym losie,
„Nim Bóg straszny sąd obwoła,
„Niema dźwięków w ludzkim głosie,
„Na to trzeba ust anioła.

„Więc co w Bogu ma początek,
„Niech ku chwale Boskiej gorze…
„Z tem, przeszłości twojej wątek,
„Rozpoczynam w Imię Boże!”

LEGENDA Z DZIEJÓW POLSKICH

I
Przed wiekami, przed dawnemi,
Po bałtyckich wód zwierciadło,
Na tej samej, polskiej ziemi,
Wielkie plemię się rozsiadło.

Był to naród nad narody!
Oh! jedyny dziś pod niebem…
Orał pługiem, sycił miody
I rad dzielił się swym chlebem.

Ziemię swoją macierzystą,
Ponad wszystko kochał w świecie:
Sercem czystem, duszą czystą,
Jak swą matkę kocha dziecię.

To też ziemia ta najświętsza,
Pełna była dlań ofiary:
Gdzie się wkopał do jej wnętrza,
Wszędzie skarbów miał bez miary…

Wszystko z Bożej wziął szczodroty
I na roli i pod rolą:
Miał żelazo na brzeszczoty
I chleb własną krasił solą.

A gdzie wysłał wzrok na zwiady,
Bóg go hojnem cieszył wianem:
Kwieciem śmiały mu się sady,
Łany zbożem, łąki sianem…

Zwierza w lasach miał niemało,
Wody rybne, ule rojne,
Samo życie mu się śmiało,
Pracowite i spokojne.

II
Jak nie kochać takiej ziemi,
Gdzie go w łasce swej Bóg chował?
I gdzie wspólnie z braćmi swemi,
Żył poczciwie i pracował?

Inne ludy, dziwna siła,
Wśród bezmiernych stron rozmiata,
Dlań kolebka i mogiła,
Granicami były świata.

Z sąsiadami żył on w zgodzie,
Chętny w radzie i w posłudze,
Równy możnym w swej zagrodzie,
Nie łakomił się na cudze.

Jak łza czysty i bez skazy,
Sercem prosty, szczery w słowie,
Mord, rabunek, – te wyrazy,
Obce były jego mowie.

Był on mężny, lecz nie męstwem,
Co to nie zna żadnej tamy;
Nie upajał się zwycięstwem,
Krwi nie pragnął dla krwi samej…

I gdy nieraz wróg zbłąkany,
Do drzwi jego zakołata:
Skoro przyjął go w swe ściany,
Już w nim widział tylko brata.

III
Niech gadają dawne dzieje,
Powieść ludu, pieśń natchniona,
Jaki duch z tej ziemi wieje
I czem niegdyś była ona?

Niech się ozwą świadki żywe,
Co na wielkość jej patrzyły:
Ludzie, czasy, dęby siwe
I kurhany i mogiły.

O! tak, – wielką była ona,
W majestacie swojej chwały!
Ach! i wtedy swe ramiona,
Roztaczała na świat cały!

Ludy, widząc ład odwieczny,
Z zaufaniem biegły do niej:
I trzech koron blask słoneczny,
Bił jej wówczas z jasnej skroni.

Stąd królewskie brano córy,
By zdobiły obce trony;
Tu wyzuty z swej purpury,
Król się chronił bez korony.

Tu o prawa, tu o berła
Wyciągano zewsząd dłonie…
O! bo Polska, jako perła,
Lśniła ludom w ich koronie!

Zdobna Bożym majestatem,
Spichlerz ludów i skarbnica:
Dziewięć wieków szła przed światem,
Jak u żniwa przodownica.

Pierś jej stała za przedmurze
I za ludzkość i świat cały…
Grom północy, wschodnie burze,
Z rykiem u jej stóp konały.

A gdy w długim, ciężkim znoju,
Świat miłości stracił słowo:
W sercu Polski jak we zdroju,
Bóg odrodził je na nowo.

IV
O! miłości nasza święta,
Cenna perło w serca toni,
Któż bo łask twych nie pamięta,
Nie zna ciepła twojej dłoni?

Już u Gopła, pod Kruszwicą,
Mogły poznać cię narody,
Kiedy dziwną tajemnicą,
Rozmnożyłaś chleb i miody…

Gdy lud mnogi, stutysięczny,
Z gościnnością przodków starą,
Podejmował Piast ów wdzięczny,
Złocistego miodu czarą.

Wielka w tobie leży cnota,
Co nas strzeże od pogromu;
Ty otwierasz chętnie wrota
I rozszerzasz ściany domu…

W tobie leży czar nielada
I zaklęty skarb miłości,
W tobie lud swe serce składa:
Polska nasza gościnności!

V
Niechaj mówią jezior tonie,
Głębie naszych wód bezdenne,
Co tam kryją w swojem łonie,
Jakie skarby drogocenne?

Gopło! otwórz swe przepaście,
Z których tyle podań trysło,
I o starym powiedz Piaście…
Mów o Wandzie, sina Wisło!

Pograniczny Dnieprze, Odro,
Rzeki, wody Polski całej,
Wyśpiewajcie piersią modrą,
Pieśń dziejowej naszej chwały!

Bo jak polskich dziejów fale,
Czystem biegły wciąż korytem,
Tak i w waszych wód krysztale,
Bóg je pierwszym odbił świtem.

VI
Jest jezioro jedno słynne,
Co pod Gnieznem lśni zamknięte,
Które dotąd usta gminne,
Od wiek wieków zowią „święte”.

W niem, jak z baśni dociec można,
Co w swój urok je spowiła:
Niegdyś Mieszka dłoń pobożna,
Bóstwa pogan tu topiła.

I tu, podług wieści starej,
Co z ust do ust leci chyża:
Po raz pierwszy światło wiary,
Błysło Polsce z ramion krzyża.

Czemuż jednak wód tych tonie,
Lud omija w nocną ciszę?
Czemu rzadko na ich łonie,
Łódź rybacka się kołysze?

Bo lud wierzy w swej pokorze,
Że gdy wicher fale zwełnia,
Świat zaklęty w tem jeziorze,
Tajemnice swoje spełnia.

I choć wieków przeszło tyle
I burz tyle ponad falą:
Duchy w wodnej swej mogile,
Starym bogom wciąż się żalą.

VII
Gopło! źródło ty natchnienia,
Dumne dziejów tajemnicą:
Witaj! zdroju odrodzenia,
Narodowych cnót chrzcielnico!

Kiedy silniej pierś uderzy,
W takt dziejowym Polski godom,
Zawsze wzrok mój i myśl bieży,
Ku przejrzystym twoim wodom.

W nich przegląda przeszłość cała,
W nich mi błyska duch narodu:
Owa Piasta chatka biała,
Owe wonne plastry miodu…

I tej wieży szczyt ogromny,
Co się wśród otchłani sroży,
Jako świadek wiekopomny,
Gniewu ludu – pomsty Bożej.

W nich zaranie dziejów świeci,
Co się zmienia w świt wspaniały;
Tylko patrzę – rychło wzleci,
Pod obłoki orzeł biały?

Rychło Wojciech ów mąż Boży,
Chrztem zbawienia skroń mą zrosi?
Rychło wrota Piast otworzy
I do chaty mię zaprosi?

O! przestworzu wód szeroki!
O! jezioro ty natchnione!
Za te czary i uroki,
Bądź po stokroć pozdrowione!

VIII
W świętojańską noc czerwcową,
Obyczajem jest u gminu,
Że dziewczyna w Wisłę płową,
Rzuca wieniec z rozmarynu;

A u brzegu chłopiec młody,
Kwiat rzucony chwyta w locie,
I oboje z biegu wody,
Wysnuwają guseł krocie.

Jakaż postać dziś tu kroczy,
Tak wspaniała a tak rzewna?
Jak sierota w łzach ma oczy,
A spogląda jak królewna?

Szata na niej złotolita
I korona zamiast wianka?
Cyt! czekajcie: pewnie spyta,
Wód Wiślanych o kochanka?

Lecz nie… słówka rzec nie raczy.
Zimna stoi jakby z głazu,
Ni nadziei, ni rozpaczy,
Nie ma w oczach jej wyrazu.

Potem zdejmie djadem z głowy
I zawiedzie głośne żale:
„Płyń mi, wianku mój cierniowy,
„Przez wiślane, srebrne fale…

„Na doliny i na góry
„Roznoś skargi moje łzawe,
„Mów, że polskiej ziemi córy,
„Śmierć przenoszą nad niesławę!…

„Niech się długo nie ucisza
„Głos, co smutne serce roni:
„Mów, że nigdy dłoń przybysza,
„Nie posiądzie Polki dłoni!

„Nieś przestrogi groźnej słowa,
„Po przezroczu wód szerokiem:
„Córy polskie sam Bóg chowa –
„Przed łakomem wrogów okiem!”

I z tem, drżąca i spłoniona,
Niby rybka w tonie pluska;
Fala lekko potrącona,
Mieni się jak srebrna łuska.

Chwilę krótką, Wisły wody,
Drgały dreszczem w głębiach fali,
Lecz po chwili, bez przeszkody,
Znów jak przedtem biegły dalej…

O! wy fale Wisły płowe,
Wiecież coście pogrzebały?
Nie dziewicę, nie królowę,
Lecz narodu klejnot cały…

Płyńcież cicho nad ofiarą,
Jęcząc skargi żałosnemi,
I wciąż dzwońcie jej pieśń starą:
„Wanda leży w naszej ziemi!”

IX
O! minionych lat postacie,
Piasta, Wandy wy rówieśni!
W legendowej swojej szacie,
Na zaklęcie wstańcie pieśni!

O! wy ziemi tej zaszczyty,
Wojownicy pełni sławy,
Wzruszcie zimne swe granity,
Ziemomysły, Przemysławy!

Niech ta przeszłość z pod mogiły,
Na zaklęcie pieśni wstanie!
Wskrześ ją słowem pełnem siły,
Stary wieszczu nasz, Bojanie!

Mów o owych dniach uroku,
Które żyją w podań echu:
O wawelskim powiedz smoku,
O Krakusie i o Lechu.

Zwróć się, zwróć w te czasy lepsze,
Ody Bolesław, król nasz śmiały,
Dźwięczne surmy kładł po Dnieprze,
Aby sławą jego brzmiały!

Bo któż godniej z podań czary,
Niedosnutą baśń dopowie,
Jeśli nie ty, wieszczu stary,
Coś przy dziejów stał budowie!

X
Jest gród w Polsce ponad grody,
Wyniesiony okazale:
Pod nim srebrne Wisły wody,
Cicho toczą swoje fale.

Gród ten dawny ma początek,
Bo przedświtu dziejów sięga;
Pełen wspomnień i pamiątek,
Jak pisana dziejów księga.

A legenda o nim taka,
Ku sędziwej jego chwale:
Że za króla jeszcze Kraka,
Na wawelskiej usiadł skale.

Gród to święty i dostojny:
Bo za dawnej w nim pamięci,
Żył Jan Kanty bogobojny
I mężowie żyli święci…

W cnotach rosły tutaj domy,
Cne Bonary, Odrowąże:
To też łaski znak widomy,
Dzieje miasta z niebem wiąże.

I niedarmo serce wieszcze,
Zwraca się do tego grodu;
Bo przeczuwa, że w nim jeszcze,
Żyje czerstwy duch narodu.

Każdy głaz tu w prochu legły,
Ma osobne swoje dzieje…
Z każdej niemal tutaj cegły,
Duch przeszłości naszej wieje…

Wśród przeróżnych dziwów wielu,
Niemych świadków lepszej doby,
Jest tam zamek na Wawelu,
I królewskie są tam groby…

I świątynia jest wspaniała,
Równej niema ziemia lacka;
Z niej ku niebu, niby strzała,
Biegnie wieża Maryjacka.

A z pod wieży tej sklepienia,
Na dalekie sioła, wioski,
Hejnałowe biją pienia,
W cześć Maryi Częstochowskiej.

I jest Skałka – a z jej ściany,
W drzew ukryty zieloności,
Patrzy kościół murowany,
Niby oko Opatrzności.

O! promienneż jest to oko,
Że aż przed niem gwiazdy bledną,
Które czuwa wciąż wysoko,
Nad ojczyzną naszą biedną…

Co jak gwiazdka utajona,
Całej Polski głąb przenika:
Wzrok pierwszego jej Patrona,
Stanisława męczennika.

O! Ty Bożych łask szafarzu!
Przy cudownym Twoim grobie –
Na ojczyzny dziś cmentarzu,
Stróżu Polski – pokłon Tobie!

XI
Oto wchodzę pod sklepienie,
Tej świątyni na Wawelu:
Pokój wam, o wielkie cienie,
Co tu spicie od lat wielu…

Pokłon wam i cześć niezłomna,
W tych dniach smutku i żałoby:
O katedro wiekopomna,
O królewskie nasze groby!

Płonna lampka blask swój siny,
Po zakątkach drżąc zatacza,
I do ojców mych dziedziny,
Przyprowadza mię tułacza…

Jak tu cicho i jak błogo,
Pod mogiłą tą podziemną!
Prócz mnie – niema tu nikogo,
Tylko jeden Bóg nademną…

Tylko smutne te kolumny,
Jak cyprysów rząd na grobie…
Tylko te królewskie trumny,
Co zamknęły wszystko w sobie…

XII
Jakieś cienie tajemnicze,
Wysuwają się z ukrycia:
O! poznaję ich oblicze,
Jakbym widział je za życia!

Widzę was tu w tej świątnicy,
Zygmuntowie wielcy nasi!
Miecz połyska wam w prawicy,
Wawrzyn czoła wasze krasi…

Widzę was, o cne postacie!
Mądrość bije wam od czoła,
Słodycz dziecka w oczach macie,
A miecz w dłoni – archanioła!

Wasze prochy tu dostojne,
W tej świątnicy odpoczęły…
Widzę was o duchy zbrojne,
Batorego i Jagiełły…

Widzę wielkość mej Ojczyzny,
Co pod pieczą waszą rosła,
A dziś stoi wśród mielizny,
Jak samotna łódź bez wiosła…

Nad nią burza ryczy dzika,
Fala nawę w przepaść chłonie,
Znikąd gwiazdy ni sternika,
Coby wiodły ją przez tonie…

Czemuście mi poznać dali,
Wielkość dawną w tej zamroczy?
Wstyd mi czoło moje pali,
Nie śmiem stanąć wam przed oczy.

Cóż ja biedny, cóż wam rzeknę,
Gdy staniecie groźni, niemi?…
Chyba do was się ucieknę,
O! anioły naszej ziemi!

Chyba pójdę, skąd nad groby,
Krzyż promienny wiara dźwiga:
Tam mej troski i żałoby,
Ulituje się Jadwiga…

Pójdę bólem rozszalały,
Do stóp świętej tej postaci,
I zapytam drżący cały:
„Matko! – kto mi łzy zapłaci?”

XIII
Dziejów naszych księgo złota,
Wielka w tobie moc zamkniona:
Na dnie twoim leży cnota,
Niby perła utajona!

Snopy blasków i promieni,
Rozsypujesz dziejom na tło,
Nie znasz mroków ani cieni,
Samo w sobie skupiasz światło.

Tyś jak jutrznia jest różowa,
Co wesela blaskiem płonie…
I nie darmo „Gwiazd Królowa”
W polskiej świeci nam koronie.

I niedarmo, Polsko miła,
Sztandar wiary niosłaś górą,
Boś ty jedna godną była,
Bożej Matki zwać się córą.

Już u dziejów swych kolebki,
Poszłaś w niebo orlim lotem!
Już żył w tobie ten duch krzepki,
Co jak olbrzym wyrósł potem…

Już twa słodycz i gościnność,
W siwym Piaście się skupiła;
Już ofiary cnej powinność,
Z Wandą w cichy grób zstąpiła.

Dotąd duch ten czuwa stary,
Na mogile twych pamiątek,
Duch miłości i ofiary,
Co dał dziejom twym początek!

XIV
Jest w Karpatach góra wielka,
Wyniesiona ponad inne,
Jak cudowna karmicielka,
Czarem poi serca gminne.

Szczyt jej wiecznie po za chmurą,
Ginie w rąbku śniegów białym,
Lud ją zowie „Babią górą”
Stąd, że matczy Tatrom całym.

Duch podania, co z niej wieje,
Włada w pełni wśród tej dziczy,
I na całe nasze dzieje,
Rzuca urok tajemniczy.

Nieraz, gdy noc padnie głucha,
A wiatr w zeschły liść szeleści,
Grono prządek trwożnie słucha,
Czarodziejskiej opowieści.

Na odźwierku blask łuczywa,
Fantastyczne rzuca cienie,
A staruszka, babka siwa,
Budzi dawnych lat wspomnienie.

I gdy rąbek ich odsłania,
To jak wróżka kiedy wieści:
Taka moc w niej przekonania,
Taka siła w jej powieści…

Coraz wolniej mkną wrzeciona,
Coraz ciszej w gwarnym chórze,
Dziatwa słucha rozmarzona,
Baśni o zaklętej górze.

XV
Wieki płyną – jak w tej stronie,
Nie za ludzkiej już pamięci,
W tajemniczem góry łonie,
Wojownicy spią zaklęci…

Skąd tu przyszli, kiedy, poco?
Próżno pytać wieści głuchej,
Dość, że nieraz ciemną nocą,
Długim sznurem mkną tu duchy.

Nieraz słychać tu chrzęst broni
I stłumiony gwar człowieczy,
Brzęk ostrogi, rżenie koni
I ostrzenie stalnych mieczy.

A gdy burza pomknie dzika,
Poprzez nagie Tatr ogromy,
Góra z grzmotem się odmyka
I duch staje w niej widomy.

Stoi, patrzy w dal głęboką
I poświstu wichrów słucha,
Nieruchome jego oko,
Zdradza ognie jego ducha.

Szyszak mu na skroni błyska,
Pierś rozsadza pancerz twardy,
Głownię miecza w dłoni ściska,
Stoi, patrzy rycerz hardy.

Cisza wkoło… żadne zgoła
Nie wstrząsają ziemi dreszcze…
„Czy już pora?” rycerz woła –
A głos z góry grzmi: „Nie jeszcze!”

I znów grom po gromie spada,
Jak w dzień sądu ostateczny,
Góra z jękiem się zapada
I duch wraca na sen wieczny.

Lecz niedługo już snu tego,
Stara babka dziatwie wróży:
Za chwilami chwile biega,
Słońce wstaje znów po burzy…

Wkrótce wzejdzie dzień słoneczny,
Dzień zbawienia, dzień otuchy,
Co z pościeli zbudzi wiecznej,
Pod tą górą śpiące duchy,

Wstaną one, miecz przypaszą,
Na cisawe konie wsiędą,
I za świętą sprawę naszą,
Z zaborcami walczyć będą.

Bo nie żadna siła ludzi,
Przyjdzie w pomoc Polsce świętej
Tylko ten ją duch obudzi,
Co w tej ziemi spi zaklęty!

XVI
Duchu Polski wiecznie żywy!
Mimo ciosy co dnia krwawsze,
Mimo wroga ręki mściwej,
Nieśmiertelny, żyjesz zawsze!

W tobie wiara i otucha,
W tobie port nasz i zbawienie;
Tyś Bożego cząstką ducha,
Więc i wieczne twe istnienie!

W tobie tkwi to wieszcze słowo,
Co pomimo zniszczeń dzieła,
Grzmi nad płytą pogrobową:
„Jeszcze Polska nie zginęła!”


1 Star2 Stars3 Stars4 Stars5 Stars (1 votes, average: 5,00 out of 5)

Wiersz Zaklęte dzwony. Legenda z dziejów polskich - Władysław Bełza
 »