Polska poezja

Wiersze po polsku



Kordecki

I

Prochem li jesteś, prochem, więcej niczem,
Kamienna urno! A jednak przed twojem
Żałobą wieków okrytem obliczem
Staje ma dusza z dziwnym niepokojem,
Albowiem czuje, że w twem tajemniczem
Wnętrzu odnajdzie coś, co nie jest rojem
Zmarłych li wspomnień, ale życia treścią,
Uwitą z wielkich tęsknic, karmionych boleścią.

II

Prochem li jesteś, prochem, ty kamienna
Urno, wyjęta z posępnych podziemi,
Skąd Śmierć, strzegąca pilnie swego lenna,
Zaziera chyłkiem oczy wyżartemi,
Żali nie przyjdzie nowa postać senna
Złożyć swe członki, gdzie głusi i niemi
Czekają rzędem, aż wargi otworzą
I uszy na ostatnią Proklamację bożą.

III

Prochem li jesteś, prochem, niczym więcej!
Z rąk cię upuścić na trumny przegniłe,
Marne relikwie rycernych tysięcy,
Które się kładły bez żalu w mogiłę,
Przedsię nadzieją i wiary dziecięcej
Głębokim szeptem, jak winem, opiłe -:
Z rąk cię upuścić, a z twej kruchej gliny
Cóż jeszcze pozostanie? Pył pod stopą siny!

IV

A jednak nie wiem, co za moc rozpiera

Twe wą T Ł E Ś Ciany, Ż E ro Ś Niesz w olbrzymie

Jakieś zjawisko, Ż E si Ę w bohatera

Zmieniasz ż Ywego, kt Ó Remu na imi Ę

Pł Omie Ń, Ż E wielka, wiekuista, szczera

Idzie od ciebie toń ognia i trzymie

W obję Ciach swoich rol Ę, by nie skrzep Ł A,

Lecz gł O Ś Nym bi Ł A t Ę Tnem pod dzia Ł Aniem ciep Ł A.

V

Pokrywę twoj Ą l Ś Nista ple Śń obsiad Ł A;

Wszystkie wspomnienia, zda się, w niej przygas Ł Y,

A z wnę Trza twego snuj Ą si Ę widziad Ł A,

Ś Wiat zarzucaj Ą C skrwawionymi has Ł Y –

Tł Umy, na kt Ó Re b Ł Yskawica pad Ł A,

Pł Yn Ą, jak ob Ł Ok gromami opas Ł Y,

A w ś Lad za nimi ukradkiem si Ę wlecze

I czoł Ga si Ę, i pe Ł Za poha Ń Bienie cz Ł Ecze…

VI

Uderzcie w dzwony! Niedołęż Ni starce,

Imcie si Ę sznur Ó W na ko Ś Cielnej wie Ż Y –

Strach si Ę zakrada i Pan m Ó Wi: ” Skarc Ę

Gnu Ś Ne potomki walecznych Ż O Ł Nierzy!

Ś R Ó D Ł Unne wok Ół rozlej Ą si Ę haxxe,

Nic Ż Ernych ogni moich nie u Ś Mierzy,

Kiedy ku pom Ś Cie swej i swojej chwale

Ś Wiecznik Ó W gro Ź Nych siedem niszcz Ą Co zapal Ę!…

VII

W przestwornych głę Biach, Ś R Ó D niebieskiej wy Ż Y,

Ci Ęż Ary swoje zwar Ł Y chmur o Ł Owie;

Wielkie ramiona pł Omienistych krzy Ż Y

Wraz się zjawi Ł Y nad smutku pustkowie,

Aż Eby znikn Ąć pr Ę Dzej, nim si Ę chy Ż Y

Zadziw o treś Ci ich tajemnic dowie;

Komet zł Owr Óż Bnych rozpalone miot Ł Y

Na krzyż Ach tych cierniowe, straszne wie Ń Ce plot Ł Y.

VIII

A potem naraz Lę K, kt Ó Ry zza w Ę G Ł A

Wytrzeszcza w oddal szklane, martwe oczy,

Ujrzy, jak moc się nieznana rozprz Ę G Ł A,

Jak w chmur zwichrzeniu i ś Wiat Ł A roztoczy

Bł Yskawicowej zrywa si Ę, wyl Ę G Ł A

Z gniewu boż Ego, zbrojna czer Ń, jak broczy

We krwi, szalona, rozpę Tana, w Ś Ciek Ł A,

Nie wiedzieć, godna Niebios, czy godniejsza Piek Ł A.

IX

We mgł Ach, w przy Ć Mionym widnokr Ę Gu duszy,

Któ Ra gorycz Ą ludzkiej n Ę Dzy p Ł Acze,

Skrzydł O o skrzyd Ł O z poszumem si Ę kruszy,

Jak ś Wist nawa Ł Nic: szatani-puchacze

Ł Ami Ą anio Łó W szereg bia Ł Opuszy,

W surmy ż A Ł Obne zagra Ł Y Rozpacze,

Ś Lepe, o trupiej na licach blado Ś Ci,

Gdzie Ż Ycia zaprzeczenie przyczajone go Ś Ci…

X

Schodzą na ziemi Ę zast Ę Py ponure,

Ku cmentarzowi wlok Ą si Ę za trumn Ą,

Na zgi Ę Tych plecach kr Ó Lewsk Ą purpur Ę

D Ź Wigaj Ą w strz Ę Pach, a twarz, wczoraj dumn Ą,

Dziś ju Ż nic maj Ą C si Ł, by wznie Ść j Ą w g Ó R Ę,

Sł Onia ko Ł Pakiem; tak rzesz Ę t Ę, szumn Ą

I huczną ongi, trwo Ż Ny wstyd ogarnia –

Nie spojrzą na drogoskaz z napisem: ” M Ę Czarnia ” !.

XI

Przy boku szable zł Amane przez po Ł Y,

Albo pogi Ę Te, bez pochew, u pas Ó W,

Zwis Ł Ych na biodra; po Ł Ysk klingi go Ł Ej

Rdze od niepomnych po Ż Eraj Ą czas Ó W,

Krew na nich zasch Ł A!… Or Ł Y i soko Ł Y,

Ś R Ó D napowietrznych wrzask Ó W i ha Ł As Ó W

Or Ęż Nych wzros Ł E, st Ę Pione ju Ż dzioby

I pi Ó Ra maj Ą C zdarte, wlok Ą si Ę na – groby…

XII

Jedni rycerskim pochylają znakiem

Z niewys Ł Owionej Ż A Ł O Ś Ci, a jedni

Trupimi usty, smutnym mkn Ą C orszakiem,

Skoml Ą pie Śń straszn Ą, a drudzy, w powszedni

Dzie Ń tego bolu, co nadziemskim szlakiem

Mg Ł Y swe roz Ś Cieli Ł, coraz to bezwiednie)

Zdzieraj Ą z siebie wszelk Ą ju Ż nadziej Ę

I sun Ą, nie wiadomo, w jakie sun Ą knieje…

XIII

A inni, pchani w te Przyszł O Ś Ci ciemnie

Koś Cist Ą r Ę K Ą Pomsty, zapomnieli

Swej antenackiej dumy, co najemnie

Wić si Ę nie mog Ł A, i wrzeszcz Ą : ” Niech dzieli

Naszą si Ę sched Ą chciwy wr Ó G! Drzyj ze mnie

Atł As i bisior! Obrywaj z tej delii

Kosztowne guzy! Bierz sobole futra

I siodł A turkusowe, lecz daj Ż Y Ć do – jutra ” .

XIV

A jutro nę Dzne!… Za Ś inni – o biada!

Pot Ęż Ny organ umilk Ł w pa Ń Skim tumie,

Kt Ó Rego Ś Cian ju Ż czerwona gromada

G Ł A Ź Nych grobowc Ó W podeprze Ć nie umie –

Inni na znakach swoich pisz Ą : ” Zdrada! „

Gdy Ż obrachunki czyni Ą w swym rozumie,

Ze lepiej w wrogie wcieli Ć si Ę zast Ę Py,

Ni Ż odda Ć im na pastw Ę kontuszowe strz Ę Py…

XV

Inni rycersiej urą Gaj Ą chwale,

Bo jeno blichtrem jest marnym; zwycię Sk Ą

Ś Mier Ć w Ł Asnych ojc Ó W, gin Ą Cych wspaniale

Na krwawych polach, ró Wnowa Żą z kl Ę Sk Ą

Swojej sadyby, albo ostrzą pale

Dla tych, co, w wnę Trzu wol Ę jeszcze m Ę Sk Ą

Ż Ywi Ą C, nie mog Ą sk Ł Adnie nagi Ąć karku

Na tym upodleń ludzkich haniebnym jarmarku.

XVI

Tak idą w czelu Ść otch Ł Ann Ą te rzesze,

Nagromadzone, jak wojenne ł Upy

Ku ś Miechu Żą Dnych gawiedzi uciesze:

Sł Abi i mo Ż Ni, panowie, biskupy,

Jezdne chorą Gwie i szeregi piesze,

A wszyscy chrzę Szcz Ą ko Ść Mi, bo s Ą trupy,

Któ Re tch Ó Rzostwo swe i zanik wiary

Okrył Y w ukradziony trupom ca Ł Un stary.

XVII

Czasem się z t Ł Umu straszny p Ł Acz dob Ę Dzie,

Lub okrzyk klą Twy przeniknie powietrze

I wraz się urwie – nie dojdzie przed S Ę Dzi Ę,

Aby Mu wskazać na oblicza, bledsze

Od bladej ś Mierci, i zbawcze or Ę Dzie

Wymusić z Niego… Czasami si Ę przetrze

Ku uszom twoim chrzę St: to w trupiej d Ł Oni

Pastorał si Ę prze Ł Ama Ł lub gwo Ź D Ź wypad Ł z broni.

XVIII

Tak idą, w czelu Ść i przepa Ść – bez ko Ń Ca…

A chó R szatan Ó W chichocze rozg Ł O Ś Nie

Ponad rozł Ogi, pozbawione s Ł O Ń Ca,

Na któ Rych Ż Aden k Ł Os ju Ż nie wyro Ś Nie,

Ani nie stanie odważ Ny obro Ń Ca,

Zmartwychpowstannej ufają Cy wio Ś Nie –

Aż oto nagle k Łą B si Ę chmur rozwe Ł Nia:

Na orszak spł Ywa blask Ó W promienistych pe Ł Nia.

XIX

Sł Owo przedwieczne, P Ł Omie Ń, przeobficie

Nasycon ś Wiat Ł Em, na klasztornym zi Ę Bie,

Wychylają Cym z mgie Ł, jak dawne Ś Nicie,

Ogniami zlane biele ś Cian go Łę Bie,

Zjawia się w bia Ł Ym, s Ł Onecznym habicie

I gł Osem, mocnym, jako s Ę Ki w d Ę Bie,

A krwią ociek Ł Ym, jak serdeczna blizna,

W umarł E rzuci hufce Ś Wi Ę Ty krzyk: ” Ojczyzna! „

XX

Nie dź Wiga miecza, krzy Ż Em drog Ę znaczy,

Ten tor chwalebny, z kt Ó Rego uchodzi

Miedziana stopa leniwej Rozpaczy

Przed bohaterstwem w promiennej powodzi

Nowego ż Ycia… Pan i t Ł Um prostaczy,

Jako rybitwy na ogromnej ł Odzi,

Już nie pogrzebnym orszakiem si Ę wlok Ą,

Lecz pł Yn Ą wielkim morzem wiary w dal g Łę Bok Ą.

XXI

I Pł Omie Ń – S Ł Owo w Ś Nie Ż Ystym kapturze

Naokół iskry Ż Yciotw Ó Rcze ciska:

” Tobie li – m Ó Wi – mo Ż Ny Panie, s Ł U Żę,

I ł Aska Twoja, czuj Ę, Ż E ju Ż bliska:

Gniew Twó J w niszcz Ą Cej zjawia si Ę wichurze

I ś Wiaty spycha w bezdenne urwiska,

Lecz gdyś ju Ż serca wypr Ó Bowa Ł, Panie,

Wnet dobroć Twa zwyci Ę Ska na wy Ł Omie stanie… „

XXII

Huk, szum i poś Wist, krzyk i j Ę K si Ę wzbija,

Dym si Ę rozk Łę Bia, syczy zam Ę T krwawy;

Od jasnog Ó Rskiej bramy wroga Ż Mija

Cofa si Ę, dalszej nie Żą Dna ob Ł Awy:

G Ł Ow Ę jej depce niewinna Lilija,

A u st Ó P Panny, jak promie Ń z Ł Otawy,

Ś Nie Ż Ny si Ę habit w cichym sm Ę Tku Ś Ciele,

Spokoju wzdy Ć Ł Akn Ą Cy po zwyci Ę Skim dziele:

XXIII

” Kiedy Ż si Ę, kiedy zbli Ż Ysz, bladoczo Ł A – ?

G Łę Bokooka Ś Mierci, kiedy Ż po mnie

Przyjdziesz, by zabra Ć do swego ko Ś Cio Ł A?

Twej ambry s Ł Odkiej spragnionym ogromnie,

Bo serce moje pł Acze, i Ż doko Ł A

Ż Al tylko widzi, a zasi Ę przytomnie

Patrzy w tę przestrze Ń, gdzie, jak gwiazda z Ł Ota,

Rozś Wieca gr Ó B wieczysto Ść ludzkiego Ż Ywota ” .

XXIV

I w jednej z takich chwil, gdzie dusza, gł Odna

Tajemnic bo Ż Ych, do ramion przypina

Skrzyd Ł A i w locie swym dociera do dna

Ś Wi Ę Tych objawie Ń, zesz Ł A k’niemu, sina

Ż A Ł Ob Ą mogi Ł, a jednak pogodna

Ś Mier Ć i szepn Ą Wszy: ” Wszelka tobie wina

Jest odpuszczon Ą, bo Ś Ż Y Ł duchem, g Ó Rnie ” ,

Ś Miertelne jego prochy zamkn Ęł A w swej urnie…

XXV

Prochem li jesteś, prochem, wi Ę Cej niczem,

Kamienna urno! A jednak przed twojem,

Ż A Ł Ob Ą wiek Ó W okrytem obliczem

Staje ma dusza z dziwnym niepokojem,

Albowiem czuje, Ż E w twem tajemniczem

Wn Ę Trzu odnajdzie co Ś, co nie jest rojem

Zmar Ł Ych li wspomnie Ń, ale Ż Ycia tre Ś Ci Ą,

Uwit Ą z wielkich t Ę Sknic, karmionych bole Ś Ci Ą…


1 Star2 Stars3 Stars4 Stars5 Stars (2 votes, average: 4,50 out of 5)

Wiersz Kordecki - Jan Kasprowicz