Na moczarach
Przeklęty szary życia dzień – –
Jakby szedł człowiek przez moczary,
A za nim wlókł się jego cień,
W zmroczy przednocnej, w pustce szarej…
W jedno się tylko zlewa myśl:
W uwagę, by nie chybić kroku,
Nie runąć w otchłań, kędy lśni
Złym blaskiem mętna woda w mroku.
W jedno się tylko zlewa myśl
I wszystko inne w mózgu płoszy –
Być może: sto gwiazd błysłoby
Z mózgu wśród wolnych tchnień rozkoszy…
Być może: sto gwiazd błysłoby
Z mózgu, jak ognia złote żary,
Gdybyś przez wąską, grząską perć
Nie szedł pielgrzymem przez moczary.
Być moze: sto gwiazd błysłoby
Jako stalowe mocnych pręty
Z rąk – – które drżące, chwiejne z bark
Wagę chwytaja nad odmęty…
Przeklęty szary życia dzień!
Wokoło pustka, zmrok, moczary
I wlecze się za sobą cień,
I widzi się – – to widmo mary…
On się pamięcią pnie do ócz:
Czym jesteś, gdzieś jest, w jakiej drodze –
Że cały duch zmęczony tkwi
W niepewnej, drżącej, chwiejnej nodze…
On ci wydłuża własny kształt
I pokazuje ci wyraźnie,
Twój na moczarach chwiejny chód
I całą twego życia kaźnię.
Na próżno ważysz, czyli bieg
Szalony mąk twych nie oszczędzi – –
Nie idziesz nigdzie; to jest chód
Przez moczarzyska bez krawędzi…..