O mój ty smutku cichy
O mój ty smutku cichy,
smutku gwiazdek, maleńkich,
nazywałem, szukałem,
brałem ciebie do ręki.
Jak to się ciało twarde
tak w piasek albo glinę
zamienia w moich dłaniach,
pragnienie każde – w winę.
Jak to się – kiedy dotknę –
kwiat przeobraża w ciemność,
a poszum drzew – w głuchotę,
a chmury – w grzmot nade mną.
Jak to ja nieobaczny
mijam, sam sobie błahy,
i rzeźbę zanim zacznę,
marmur wypełniam strachem.
Jak to ja nasłuchuję
błyskawic w niebie trwogi.
Jakże to ja nazywam
każde czynienie – Bogiem?
Otom strzęp oderwany
do drzewa wielkich pogód,
sam swym oczom nie znany,
obcy swojemu Bogu.
Oto słyszę, jak w popiół
przemieniam się i kruszę.
I coraz mniejszy ciałem,
wierzę we własną duszę.
1 XI 1942r