Polska poezja

Wiersze po polsku



Zamek duszy

Ty u bram moich, wiekuisty Boże!
wszak władcą grobów jestem i pustyni –
nie władcą nawet, bo nieraz się korzę
przed cieniem cienia – i smutek mię czyni
bezwładnym, jako w krach zamarzłe morze.

Ale racz wstąpić do skalnej wieżycy,
gdzie moje tygry wyściełam ajerem –
przed Tobą, królu, stanę bez przyłbicy
i miód wyniosę przedni – sercem szczerem –
sam jestem – Bór i Poświst moi służebnicy

Jarzą gromnice nad umarłym ciałem
[z księgi mię żywych raczyłeś wymazać] –
i obdarzywszy czarodziejstwa szałem –
piekło mi każesz strącać, gwiazdy stwarzać
i jako harfą być – pod lodu zwałem…

O Miłościwy! Ty mi ciemne moce
na okręt życia-ś dał – w puszce Pandory
i serce moje – jak gwiaździstą procę,
rozwichrzasz duchem, co się rwie w przestwory
a straż mi dzierżą głuche, zimne Moce.

Oto mi płacze i budzi się wiecznie
gość mój tajemny i więzień nieznany –
czasem, jak Helios, gra hymny słoneczne,
a czasem jęcząc jak żebrak złamany,
tuli się do nóg moich – niebezpiecznie!

Bo za jałmużnę łez – on dzikim śmiechem
wstrząsa kamienny sklep – i aż w milczeniu
skarg potępionych napełnia mię echem –
a twarzy jego nie widać w płomieniu –
a na Oliwnej Górze zwał go Chrystus – grzechem.

I teraz czuję – siedzi za mą głową
Archanioł senny, co na krańcach ziemi
rozpostarł skrzydła i baśń lazurową
gra na organach palcami srebrnemi –
– – Miłość –
– i drugie niezgłębione słowo:
Śmierć.

Miałem się Bogu spowiadać – nie będę.
Niech serce leży w zimnej bazylice
osnute w marzeń królewską legendę
i w proch – dopóki zaszumią orlice
i tam uniosą, gdzie wszystko zdobędę!

wszystko! i Ciebie czarny Polifemie,
coś mi roztrzaskał maszt niedoli głazem – –
Serce jak wulkan w swoich ogniach drzemie,
zarosłe lilią i błękitnym ślazem –
aż buchnie – i krwią swą zaleje tę ziemię,

co u podnóża śni w jodeł tęsknocie,
jako słowiki – gdy osiądą groby.
Serce me tętni w głuchym grzmocie
i zasłuchane w płacz kamiennej Nioby,
gotowe bluźnić, że więdną stokrocie.

Niech więdną – kwiaty rozstrzępione morzem,
niechaj się więzień szalony uśmierca,
biegnąc puszcz wolnych lodowym bezdrożem –
niechaj me serce pęknie – lecz z Twojego serca
dobędę także jęk – tym ostrym nożem – –
Ona umarła – i nigdy nie wstanie –
Ona zaklęta – i nikt jej nie zbudzi –
rzuciłeś w zimny loch – na obłąkanie
tę Świętą, gdzie się zakrwawi i zbrudzi
i wyprze Ciebie, słysząc kurów pianie,

słysząc Judasza cekiny i Piłatową
sprawiedliwość Boga…
– – – – – – – Ty opuszczony
Starcze – błąkasz się w zamieć zimową,
a nicość bije w swoje czarne dzwony,
a piorun wije gniazdo nad Twą głową.

I tu przychodzisz – Twórco przeznaczenia –
[jak mnich wyklęty – aż na krańcach wioski –
do samotnego nędzarza – wśród cienia
żebrząc o węglik – w imię męki Boskiej…]
– – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – –
odszedł, nade mną zwarły się sklepienia –
– – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – –
Mroki, pochłońcie mię! wy mię zatopcie, głębiny,
– – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – –
On nad urwiskiem, osypany szronem
gwiazd – w zakrwawionem
przestworzu… O, przebacz nam winy,
jako my Tobie – błogosławim dzwonem
umarłych –
– – mających umrzeć tej godziny.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Aniołowie grają hymn. – serce moje płacze –
Aniołowie idą w dal – serce me przyklęka, –
i zostałem sam – gdzie grobowca pleśń –
słońca nigdy już – ni gwiazd nie zobaczę –
a prowadzi mię jakaś mściwa ręka –
a prowadzi mię – wiekuistny żal…


1 Star2 Stars3 Stars4 Stars5 Stars (2 votes, average: 4,00 out of 5)

Wiersz Zamek duszy - Tadeusz Miciński