Polska poezja

Wiersze po polsku



Ballada zimowa

Chmura z miedzi uderza,

Blaskiem bije w puklerzach,

Jeśli puklerz – to oczy z ołowiu.

W lasach siwych od błysków

Jak znużenia kołyską

Wracał rycerz z puszystych łowów.

A od śniegu – wraz z koniem –

Był jak chmura jabłoni

Huraganem niesiona przez zamieć.

I tak w pędzie zastygli,

Że na mróz jak na igłę

Wbici – z wolna zmieniali się w kamień.

Wtedy knieje srebrzyste

Promień przeciął ze świstem,

Droga przeszła w niebieską równinę.

Złote chleby i ręce

Jak w dzieciństwa piosence

Niosła matka na witanie z synem.

Złote kosy i oczy,

Co jak senność złej nocy

Na gościniec wyniosła dziewczyna.

Ale on jak po ścieżce

W pół po drodze, pół w wietrze –

– biały posąg – przetętnił i zginął.

Aż jak głaz w biegu – wisiał

I ptak szary mu przysiadł

Na przegubie lodowatej ręki

I pradawnych snów trzepot

W sercu zatlił mu ślepo –

Szary płomyk samotnej piosenki.

W pył rozsypał się szklany

Rycerz. Buchnął tumanem.

W popiół zmienił się z koniem i cieniem,

Tylko niebo sczerniałe

Dalej w grozie sypało

Gwiazdom – ciemność, a ludziom – kamienie.

XI.1941


1 Star2 Stars3 Stars4 Stars5 Stars (2 votes, average: 2,50 out of 5)

Wiersz Ballada zimowa - Krzysztof Kamil Baczyński
«