Polska poezja

Wiersze po polsku



Judasz

Czemu mnie ścigasz?

Gdzież Twoja święta, uwielbiana miłość?

Ni jednej chwilki wytchnienia!…

Widzę Cię w słońcu!

W chmurach Cię widzę –

We wszystkim, czego się dotknę –

We wszystkim,

Na czym źrenice me spoczną,

Jeśli się kiedy, idąc straszną drogą,

Na tę nadludzką zdobędę odwagę,

By podnieść głowę do góry

Ach! i zmęczonej uchylić powieki,

Na której cięży

Ten ciężar wstydu…

A czyż ja darmo, o dziewczyno,

Będę dziś pukał w twoje wrota?

Pokażże mi się w okieneczku,

Wszak potaniała dzisiaj cnota!…

Hihihihihi!!!

Mówisz, żem rudy? Zamknij oczy,

Garścią srebrników gust ci zmienię:

Rudy nie rudy, byle tylko

A! znak od tego powroza!?

Hihihihihi!!!

Czart to się wczoraj rzucił mi na szyję

I tak mnie słodko połechtał,

Aż mi ta krwawa wystąpiła pręga…

Szydziszli ze mnie,

Żeś taką pomstę wywarł na mej duszy?

Ż E Ś mnie wyp Ę Dzi Ł w Ś Wiat,

Abym się b Łą Ka Ł jak ten pies obity

I zdradzał swoich przyjaci Ół?

Nie! ś Lepiec jestem, po omacku schodz Ę

Z Twojej Golgoty, czepiają C si Ę r Ę K Ą

Zbrojnych pachoł K Ó W, co Ci twarz opluli,

Ale to czuję, Ż E nie Ż Ar ur Ą Ga Ń

Aż do ob Łę Du mnie piecze,

Tylko bezbrzeż Ny Tw Ó J b Ó L…

Czemuś mnie stworzy Ł, o Panie,

Takim nę Dznikiem?!

I czemu

Po tylu wiekach do uszu mi kł Adziesz

Szum owej zgrai, któ R Ą prowadzi Ł Em

W cichą, miesi Ę Czn Ą noc

Pomię Dzy krzewy oliwek,

Gdzie On upadał zbiedzony

Przed szubienicy widziadł Em?

Przyjacielu! przyjacielu!

A co tam chowasz w zanadrzu?

Masz choć By jeden haust dla przyjaciela,

Co cię serdecznie za to poca Ł Uje?

Trzeba mi zalać robaka –

Tak! – nie wiem –

Jakaś okropna szaruga,

Ryczą Ca rykiem t Ł Uszczy,

Któ Ra spe Ł Ni Ł A mord jeruzalemski,

Pod dach mnie dzisiaj zagnał A

Jednego, widzisz, z tych biednych,

Z tych niedomyś Lnych i g Ł Upich prostak Ó W,

Co w dł Oni widz Ą d Ł O Ń,

W cał Unku ca Ł Unek! –

Dawnom cię, bracie, nie widzia Ł,

Ale Ć ja dobrze pami Ę Tam

Twoje oblicze,

Twoje przymknię Te powieki,

Spod któ Rych wielki, cichy patrzy smutek

W wielką i cich Ą g Łę Bin Ę

Ludzkiej niedoli…

Tak! dobrze, dobrze pamię Tam –

Na Weroniki widział Em je chustce

W wień Cu cierniowym na skroniach –

Pię Kn Ą masz siostr Ę!

Chodź w me obj Ę Cia –

Sam ja przybywam – bez tego Ż O Ł Dactwa,

Co cię powiod Ł O na t Ę pust Ą g Ó R Ę,

Pod ten straszliwy krzyż

Nie bę D Ęć darmo, o dziewczyno,

Puka Ł dzi Ś w twoje wrota :

Poka Żż E mi si Ę w okieneczku,

Ju Ż potania Ł A cnota!

O mó J ty bracie luby,

Jak Ą ty siostr Ę masz!

Takem cię dawno nie widzia Ł –

We Ź przyjaciela w dom!

Tak! tak! pami Ę Tam te oczy,

Na Weroniki chustce

Patrz Ą Ce cicho i smutnie

W cich Ą i smutn Ą g Łę Bin Ę

Tej naszej ludzkiej niedoli

Nie powiedział A, Ż Em rudy

I ż E mam krwaw Ą na szyi

Pr Ę G Ę wisielca,

Tylko siwe przymruż Y Ł A

Oczę Ta,

A dziś Ż Al jej, Ż E jej suknia

Pomię Ta!…

Nie podnoś na mnie tej r Ę Ki!

Boję si Ę ― boj Ę

Sam byś si Ę splami Ł,

Gdybyś mi wyci Ął policzek!…

Wszak ci nie siedzę przed kr Ó Lem Herodem

I trzciny nie mam w dł Oni

Ani purpury na barkach!

Wszak ci ja nie mam tych oczu,

Co spod przymknię Tej powieki

Patrzą tak smutnie i cicho

W smutną i cich Ą g Łę Bin Ę

Tej naszej ludzkiej niedoli…

Czekaj – nie jestem tch Ó Rzem –

Czemu ten wicher tak wieje?

Zaszeleś Ci Ł O co Ś w krzewach –

Ktoś mnie potr Ą Ci Ł w rami Ę –

Nikogo przecież nie widz Ę –

A! to ta gałąź oliwna,

Na któ Rej jeszcze pozosta Ł

I w tym się wietrze ko Ł Ysze

Mó J stryczek!

Zdję Li Ci Ę z krzy Ż A?!

Po co przychodzisz do mnie

Taki milczą Cy, spokojny,

W tej sukni z biał Ych mgie Ł,

Wloką Cej wyrzut i rozpacz?!

Zabij mnie! zabij!

A tylko mego imienia

Na poś Miewisko nie dawaj!

Ze mnie, Judasza

Iskarioty,

Swego drogiego nie ró B przyjaciela!

Zwij mnie zbrodniarzem i ł Otrem,

Tylko tak nie gardź mn Ą!

Sza!

Nic! nic! to liść zwi Ę D Ł Y upad Ł –

O moje ż Ycie! –

Kt Óż by si Ę trwo Ż Y Ł

Szelestu Ś Mierci,

Któ Ra mu gryzie wyn Ę Dznia Łą dusz Ę?

Któż by si Ę l Ę Ka Ł kamienia,

Spadają Cego w czarn Ą, g Ł Uch Ą przepa Ść?

Nalejż E mi, karczmareczko,

Mocno przepalonej,

A ty, bratku, graj wesoł O,

Gach u twojej ż Ony! –

Zzię B Ł Em – dygoc Ę – a! z Ę Bami dzwoni Ę –

Psy mnie obsiadł Y, kiedym szed Ł w t Ę s Ł Ot Ę

Po zarobiony grosz –

Nalejż E mi, karczmareczko,

Mecno przepalonej –

Jak to? Srebrnikó W trzydzie Ś Ci

Za gł Ow Ę tego Cz Ł Owieka,

Któ Ry wam w sercu taki przestrach budzi?

1 spać nie daje

Ani spokojnie zasiadać do sto Ł U?

Któ Ry na wasze kr Ó Lestwo

Idzie z poż Og Ą Swoich tw Ó Rczych s Łó W,

Mają Cych zniszczy Ć Ś Wi Ą Tyni Ę Wyst Ę Pku?

Mają Cych na miejscu zdrady

Postawić mi Ł O Ść i wierno Ść?

Trzydzieś Ci marnych srebrnik Ó W

Za pocał Unek,

Zł O Ż E Ń na u Ś Ciech druha, przyjaciela,

Któ Remu imi Ę – Chrystus?!

Arcykapł Ani!-

W przedsionkach waszej boż Nicy

Jam się wychowa Ł!

Twarzą pada Ł Em na ziemi Ę,

Kiedy o jutrzni

Szedł w cztery strony u Ś Pionego Ś Wiata

Gł Os waszych z Ł Otych tr Ą B

I ś Wi Ę Tych dwana Ś Cie pokole Ń

Wzywał przed ark Ę przymierza,

Przed znaki wieczystej Tory…

Nim jeszcze krwawa ta prę Ga

Na mej się szyi odbi Ł A,

Z wargą patrza Ł Em otwart Ą

W ź Renice wasze i usta,

By z nich wyczytać wasz Ą Ś Wi Ę T Ą wol Ę…

Speł Niam j Ą dzisiaj, tylko wi Ę Cej p Ł A Ć Cie!

Dajcie mi setkę!…

Jak to? za duż O?

Za to, ż E wczoraj, gdym ukl Ą K Ł w pustyni

I chciał przeb Ł Aga Ć Pana,

Aby zdjął ze mnie t Ę wieczysto Ść ha Ń By,

Wicher się zerwa Ł gwa Ł Towny

I przeraź Liwym przyg Ł Uszy Ł po Ś Wistem

Moją modlitw Ę?

Za to, ż E ka Ż Dy oddech tego wiatru,

Każ Dy szum jego, ka Ż Dy jego wiew

I każ De Ł Kanie, ka Ż De uderzenie

W krzew czy też piasek,

W sosnę czy ska Łę,

W mgłę albo ob Ł Ok,

W blask,

W falę jeziora

Albo w wybrzeż E m Ó Rz –

O grzbiet wę Drowca lub w tygrysa sier Ść,

O ró G jelenia, czy te Ż w Ś Lepie Ż Ubra,

O kłą B padalca

Czy o skorupę Ś Limaka,

W onoć id Ą Ce w bezkresow Ą przestrze Ń

Jasnowidzenie proroka,

Czy o tł Uk Ą C Ą si Ę w ciasnej okr Ęż Y

Ś Lepot Ę ci Ż By tej,

Co pragnie Jego krwi –

Za to, ż E w ka Ż Dym j Ę Ku, w ka Ż Dym szumie

I w każ Dym biegu pomsty Żą Dnych wiatr Ó W

I Ł Ka, i szumi, i j Ę Czy, i wyje

To szubieniczne: zdrajca! zdrajca! zdrajca! ?

Wiecie.

Nie jestem czł Ekiem, u kt Ó Rego chciwo Ść

I żą Dza, Zysku rada by ukradkiem

Stanąć za tablic Moj Ż Eszowych g Ł Azem

I, przechylona ponad ich krawę Dzi Ą,

Rada by zetrzeć niespokojn Ą r Ę K Ą

Znaki przykazań

I na ich miejscu wyryć s Ł Owo: pieni Ą Dz –

Jak wy to dzisiaj czynicie,

Tak sobie lekceważą C

Ten przyjacielski ust mych pocał Unek!

Chcę dziewi Ęć Dziesi Ą T…

Miejcież E lito Ść!

Rodzony ojciec mó J

Z nę Dzy pope Ł Ni Ł zbrodni Ę –

Muszę ratowa Ć rodzonego ojca!

Tyle go wł A Ś Nie wybawi od ka Ź Ni

I wł Os jego siwy

Nie bę Dzie wstydem okryty!

Co? co? mó J ojciec nie Ż Yje?

Od niepamię Tnych czas Ó W le Ż Y w grobie,

A imię jego wolne jest od plamy?

Któż to wam kaza Ł zagl Ą Da Ć w rejestra-

I tak mnie ubiec i skrzywdzić,

Wyszachrowawszy tyle – tyle grosza?!

Prawda! nie ż Yje

I nie odwró Ci gniewnych, smutnych Ó Cz

Od swego syna – Judasza!…

A w jakiej wy cenie

Macie też star Ą, biedn Ą moj Ą matk Ę?

Czy nie wzruszają was Ł Zy,

Któ Re wylewa a Ż po koniec Ś Wiata,

Ż E syn jej jedyny

Znalazł w swej duszy odwag Ę,

Aby się skala Ć tak Ą przeohyd Ą?

” Jam go nia Ń Czy Ł A – tak powie –

Ską Pi Ł Am chleba swym ustom,

By moje dziecko nie zaznał O g Ł Odu!

Jam mu ś Piewa Ł A: luli!

Ś Pij, m Ó J synaczku, Ś Pij!

Matka do serca cię tuli,

Chroni od os i ż Mij –

Ś Pij, m Ó J synaczku, Ś Pij!

A gdy się zbudzisz, m Ó J ma Ł Y,

Znajdziesz rodzynki, migdał Y –

Ś Pij, m Ó J synaczku, Ś Pij,

Matka do serca cię tuli,

Luli, mó J synku, luli!” –

Arcykapł Ani!

Serca wy macie kamienne!

Trzy wam opuszczę –

Złóż Cie o Ś Mdziesi Ą T

I siedem – siedem przydatku

Za to, ż E patrze Ć musz Ę

W te dziwne, przymknię Te powieki,

Na Weroniki chustce,

Spod któ Rych wielki, straszny patrzy smutek-

W tę wielk Ą, straszn Ą g Łę Bin Ę

Mojej i waszej niedoli

I nę Dzy!…

” Jam go w rann Ą wiod Ł A zorz Ę,

By jaś Nia Ł, jak ona!…

Raczej krzyż Ne wybierz Ł O Ż E,

Niż By dusza twa – o Bo Ż E! –

Miał A by Ć splamiona!”

Dajcie pięć Dziesi Ą T!

Jeszcze wam duż O!

Zgoda! czterdzieś Ci i dziewi Ęć –

I pięć – i cztery –

Wezmę trzydzie Ś Ci, bo patrze Ć nie mog Ę,

Aby na ś Wiecie by Ł kto Ś taki bia Ł Y

I czysty,

Kiedy ja duszę mam brudn Ą!

Wezmę trzydzie Ś Ci, bo patrze Ć nie mog Ę,

By tł Um Go w tryumfie wi Ó D Ł

W bramy ś Wi Ę Tego miasta

I rzucał Mu palmy!

A to hosanna! – hosanna! – hosanna!

Wezmę trzydzie Ś Ci, bo patrze Ć nie mog Ę,

Aby On zwał si Ę Chrystus, ja za Ś – Judasz!

Aż Eby Jego by Ł O przeznaczeniem

Umrzeć na krzy Ż U, kt Ó Ry po wiek wiek Ó W

Otoczon bę Dzie czci Ą,

Gdy ja się mam b Łą Ka Ć

Po wszystkiej ziemi,

Wzgardzon i oplwan,

Zdrajca i kł Amca

I uwodziciel –

Judasz!

Nalejż E mi, karczmareczko,

Mocno przepalonej,

A ty, bratku, graj wesoł O,

Gach u twojej Ż Ony –

Pono Ć przyjaciel tw Ó J

Czy brat! – –

Czemu rnnie ś Cigasz?

Wczoraj –

Lat temu tysią C, mo Ż E sto, a mo Ż E

Zaledwie kilka upł Yn Ęł O godzin,

Zdawał O mi si Ę, Ż E nadszed Ł ju Ż kres

Mych niepokojó W…

Utrudzon grzechu nieskoń Czon Ą drog Ą,

W dalekiej siadł Em krainie,

Pod ś Cian Ą dojrza Ł Ych zb Óż.

Zaczął Em k Ł Osy rwa Ć

I ł Uszczy Ć ziarna pszeniczne,

I sycić g Łó D.

Cisza i spokó J

Promienistymi oprzę Dza Ł Y sie Ć Mi

Rozległ Y, k Ł O Ś Ny Ł An.

Głę Bie powietrza falowa Ł Y Ż Arem,

Polnych konikó W Ć Wierka Ł r Ó J,

Z daleka pł Yn Ął brz Ę K kosy

Lub tę Skny Ś Piew przodownicy.

I przyszł A na mnie zaduma.

Rę Kami obj Ął Em kolana

I skroniem schylił ku ziemi,

I zapatrzony w listek sennej trawy,

Co się po Ł O Ż Y Ł na mej twardej nodze,

Sł Ucha Ł Em brz Ę Ku tej kosy

I tego ć Wierku szara Ń Czy,

I tego ś Piewu Ż Niwiarki.

Od niepamię Tnych ju Ż czas Ó W

Nie miał Em chwili –

Moż E nie mia Ł Em jej nigdy –

Gdzie by ma dusza

Tak zapomniał A o swej strasznej n Ę Dzy.

Czyż By zagin Ął b Ó L?

Czyż Bym ja, Judasz

Iskariota,

Ź R Ó D Ł O upodle Ń i cierpie Ń,

Speł Ni Ł ju Ż swoj Ą pokut Ę?…

Lat tysią C,

A moż E wi Ę Cej, lub mniej,

A moż E tylko sto,

Albo zaledwie kilka chwil

Trwał m Ó J s Ł Oneczny sen…

Podniosł Em g Ł Ow Ę

I wpół Wy Ż Artymi oczyma

Od ż R Ą Cych kurz Ó W i wstyd Ó W,

Od deszczó W, b Ł Yskawic i grom Ó W,

Ach! i od ż Al Ó W i p Ł Acz Ó W,

I od mej cał Ej, czelnej zbrodniczo Ś Ci,

Spojrzał Em w stron Ę zachodu.

I oto w krwawych oblaskach,

Na miejscu kuli sł Onecznej,

Spostrzegł Em przymkni Ę Te powieki.

A spod tych powiek

Dwie ciche, głę Bokie Ź Renice

Z nieopisanym gubił Y si Ę smutkiem

W głę Biach sinawych mgie Ł,

Wypeł Niaj Ą Cych przepa Ść

Pomię Dzy niebem a ziemi Ą

I swoim gę Stym obrze Ż Em

Dotykają Cych Ł Anu,

Przez moje nę Dzne ska Ż Onego stopy.

I mgł Y si Ę k Łę Bi Ć pocz Ęł Y

I wrzeć z tak Ą moc Ą i sycze Ć,

Jak gdyby ten, co mnie stworzy!

I na tę ha Ń B Ę przeznaczy Ł,

Wziął w swoje gar Ś Cie wszystkie g Łę Bie m Ó Rz

I gdzieś w bezmierne rzuci Ł je ognisko,

W lej przeolbrzymi połą Czonych razem

Wszystkich wulkanó W, jakie s Ą w wszech Ś Wiecie

Na milionach milionó W gwiazd…

Ach! a to wrzenie i ten syk potworny

Szedł z tak Ą si Łą na me biedne uszy,

Ż Em nic nie s Ł Ysza Ł, tylko: Judasz! Judasz!

Kł Amca i zdrajca

I uwodziciel –

Judasz!…

Gdzież mi ucieka Ć?

Gdzież Znale Źć Bezpieczny schron?

Przyjacielu, otwó Rz mi wrota swe!

Dawnom cię, dawno nie widzia Ł

Weź przyjaciela w dom!

Pię Kn Ą masz siostr Ę –

Moż E to Ż Ona? –

Ponoś Chrystusa zdradzi Ł poca Ł Unkiem –

Wszystkoć przebaczam, przyjmij mnie w sw Ó J dom!

Mó Wi Ą po Ś Wiecie, Ż Em ja wzi Ął srebrniki –

Ty wiesz najlepiej, ż E Ś tyje targowa Ł!

Zdrada mnie twoja nie piecze!

Wszyscyś My zdrajcy!

Czł Ek cz Ł Owiekowi jest r Ó Wny –

Ja zwę si Ę Judasz, i ty Ś jest Judaszem,

Wszyscyś My bracia Judasze –

Weź przyjaciela w dom –

Nalejż E mi, karczmareczko,

Mocno przepalonej,

A ty, bratku, graj wesoł O,

Gach u twojej ż Ony –

Pono Ć przyjaciel tw Ó J,

Czy brat –

Pomóżż E zdj Ąć mi te ciernie –

Panie! moż E mi jeste Ś krzyw,

Iż Em Ci Ę takiej pozbawi Ł ozdoby?

Masz przecie jasny krąż Ek wok Ół skroni,

Niech mnie przynajmniej pozostanie Twoja –

Tak, Panie Chryste! – cierniowa korona!

Tylko dlaczego te kolce

Takie są wielkie?

Czemu ten splot taki dł Ugi,

Ż E siedemkrotnie g Ł Ow Ę mi opasa Ł

I jeszcze mi się pod te nogi Ś Ciele,

Ach! i za każ Dym wbija mi si Ę krokiem

W me stopy? –

Mó Wisz, Ż Em rudy? gust ci zmieni Ę

Brzę Cz Ą C Ą kies Ą z Ł Ota –

Tylko niech bę Dzie ochota! –

Zdradził A brata –

Zdradził A m Ęż A –

Nie powiedział A,

Ż E mam t Ę krwaw Ą na szyi

Prę G Ę wisielca,

Tylko siwe przymruż Y Ł A

Oczę Ta,

A dziś Ż Al jej, Ż E jej suknia

Pomię Ta…

Wiesz, ż Ycie marne! nie Ż A Ł Uj!

Dam ci swó J stryczek, po co masz po Ś Wiecie,

Biedna niewiasto, rozwłó Czy Ć sw Ą ha Ń B Ę!-

Nie! Zgiń My razem – naprz Ó D ty, a potem –

Mam tu w zanadrzu kropelkę, wystarczy,

Wprzó D ty, dziewczyno, a potem –

Czemu mnie ś Cigasz!

Gdzież Twoja wielka, uwielbiana mi Ł O Ść?

Gdzież Twoja lito Ść?

I czym Twe sł Owo, kt Ó Re Ś rzuci Ł z krzy Ż A

Konają Cemu Ł Otrowi?

Wygnał mnie w Ś Nie Ż N Ą pustyni Ę –

Jakaś nieziemska szaruga!

Wicher mi garbi plecy,

Ż E prawie ziemi dotykam t Ą brod Ą!

Ha! na czworakach

Jak zwierz! –

I tyś jest zwierzem, i ja jestem zwierzem –

Wszyscy my, bracie, zwierzę Ta!

Go? moż E Jemu b Ę Dziemy ur Ą Ga Ć

Za tę zwierz Ę C Ą natur Ę?

Hej! Panie Chryste!

Ja i ten brat mó J –

Po piersi zapadam w ś Nieg!

Coraz to wię Ksze zaspy!

Ł Awa mi si Ę Ga po szyj Ę –

Dł Awi mnie! dusi! – gin Ę! –

Zelż Yj, o Panie, zel Ż Yj!…

Dł O Ń mi podajesz, o Chryste?!

Nie chcę! nie chc Ę!

Nie stó J nade mn Ą ach! z tymi oczyma,

Któ Re widzia Ł Em dawno – dawno – dawno –

Na Weroniki chustce –

Nikt Cię nie prosi Ł, aby Ś mnie ratowa Ł –

Sam się wewlok Ę na ten stromy szczyt,

Na turnię lodow Ą,

Tam Twoje zaspy nie się Gn Ą!

Jakaż to przepa Ść zawrotna!…

A tam, z tej głę Bi mgie Ł –

Cóż to si Ę snuje?

Cóż to tak idzie na mnie?

Boż E dzieci Ę Ta id Ą szlakiem Ś Nieg Ó W!

Bielutkie mają giez Ł Eczka,

W rę Ku lilije,

A naokoł O ich skroni

Krę Gi jasno Ś Ci,

Rozś Wietlaj Ą Cej ten ponury Ś Wiat.

Idą –

Ś Piewaj Ą –

Cóż one Ś Piewa Ć mog Ą?

Cicho!

Czemu wy na mnie idziecie?

Wy, biał E, niewinne duchy! –

” Jam go w rann Ą wiod Ł A zorz Ę,

By jaś Nia Ł jak ona” –

Pochł O Ń mnie, ciemna przepa Ś Ci!

Lub wy przepadnijcie,

Wy, niewinią Tka!

Sza!

Ktoś mi Ę potr Ą Ci Ł w rami Ę!

To kamień w przepa Ść spad Ł!

Sza! to ta gałąź oliwna,

Na któ Rej wisi m Ó J stryczek!

To liść jej si Ę ruszy Ł!

Któż by si Ę trwo Ż Y Ł

Szelestu ś Mierci,

Któ Ra mu gryzie wyn Ę Dznia Łą dusz Ę?

Któż by si Ę l Ę Ka Ł kamienia,

Spadają Cego w czarn Ą, g Ł Uch Ą przepa Ść!?

Przyjacielu! przyjacielu!

Pomóż zdejmowa Ć mi ciernie!

Jaka Ś nieziemska szaruga

Na ś Wiecie

Weź przyjaciela w dom –

Dobytku swego nie chowaj

Pod klucz!

Bogaty jestem – trzydzie Ś Ci

Mam – widzisz – w kiesie srebrnik Ó W!

Nic nie ukradnę!

Nie podnoś na, mnie tej r Ę Ki –

Boję si Ę – boj Ę –

Sam byś si Ę splami Ł,

Gdybyś mi wyci Ął policzek!

Nie pierwszy ja zdrajca

I nie ostatni,

Kain maczugę wzi Ął, by zabi Ć Abla,

A mym narzę Dziem morderczym

Ten przyjacielski pocał Unek!

Jakaż r Óż Nica?

Jedno i drugie zabija!

Jestem zł Odziejem i tch Ó Rzem –

Aleć nie pierwszym

I nie ostatnim,

I nie jedynym…

Zabij mnie! zabij!

Tylko tak nie gardź mn Ą!

Nie! Ś Lepiec jestem! po omacku Schodz Ę

Z Pań Skiej Golgoty, czepiaj Ą C si Ę r Ę K Ą

Zbrojnych pachoł K Ó W, co Mu twarz opluli,

Ale to czuję, Ż E nie Ż Ar ur Ą Ga Ń

Aż do ob Łę Du mnie piecze –

Tylko bezbrze Ż Ny, Chrystusowy b Ó L!

Tylko przymkni Ę Te powieki,

Na kt Ó Re patrzy Ć si Ę musz Ę

Na Weroniki chustce

Tyle ach! tyle lat!

Tylko te smutne Ź Renice,

Gubi Ą Ce si Ę w g Łę Bi

Mojej i waszej niedoli…

I nie jedyny!…


1 Star2 Stars3 Stars4 Stars5 Stars (2 votes, average: 4,00 out of 5)

Wiersz Judasz - Jan Kasprowicz
 »