Polska poezja

Wiersze po polsku



Polacy

Oto rozmawiam z cieniami rycerzy

W głuchej, wygasłej urnie mojej ziemi,

A głosy jak organy rosną i strudzeni,

Tyle wieków zwalając, co nad nimi leżą,

Tyle serc w jeden kamień skutych, nim odwalą,

Jak ciemność stygną we mnie i jak wiatr się żalą.

O! straszne, straszne dzieje. Widzę morza głuche,

Ziemię z niebem złączoną, a jak step w posuchę,

I tętent burz pod ziemią, i tłumy wśród ogni

Wijące się jak węże pocięte w kawały,

I twarze, twarze groźne, o! twarze podobne

Obliczom w śnie zabitych. To znów nagle wały,

Mury, miecze się wznoszą, krzyk rozcina ziemię;

A potem cisza. Tylko stoją nieme

Posągi bohaterów – trzech lub dwu herosów,

A popod nimi przepaść zieje – do dna głosu.

Jeszcze, jeszcze pochody na dalekich lądach,

Gdzie huragany armat rwą na strzępy ziemię,

Na morzach lśniących, gdzie zamknięci w prądach

Mocują się z żyłami golfstromów pod niemi.

I jeszcze, jeszcze da1ej – gdzie stąpną – zwycięscy.

I tam jeszcze, w ojczyźnie, z dłońmi zgorzałemi,

Tam zawsze podeptani, tam zawsze na klęsce

Jak na trumnie orkanu – wieniec serc na ziemi.

I tak mijają lata: rzeki, miasta niosą

Jak czarną krę pożogi odbitą aż do dna,

I ciemność, ciemność głuchą. Wyje ziemia głodna

Rykiem z pól wyoranym, wydartym z pogromów,

A na niej stoją widma rozrąbanych domów,

Gdzie na zgwałconych sercach pohańbione ciała,

Jakby się męka boża w ludziach ciałem stała.

O straszne, straszne dzieje. Huczy czas nad nami.

Kiedy z szubienic dzwony sinych ciał zagrają,

Wywloką nas na bruki pokrajane łzami,

Na oświęcimskie kaźnie i warczącą zgrają

Do gardeł nam przypadną. My będziemy żyli

I tysiąc lat po śmierci w gałęziach szubienic,

Płoszący życie z ślepi tych, co nas zabili.

Ja rozmawiam z cieniami umarłych rycerzy,

Nad grobowiskiem ziemi, sam jak krzyż zgorzały,

I mówię: „O, przeklęty ten, który nie wierzy

Wystygłym prochom ludu i serc żywych grozie;

Bo kto na swojej klęsce – klęskę ducha mierzy,

O! tego nie wybawi płomienisty orzeł.

Bo kto nie kochał kraju żadnego i nie żył

Chociaż przez chwilę jego ognia drżeniem,

Chociaż i w dniu potopu w tę miłość nie wierzył,

To temu żadna ziemia nie będzie zbawieniem”.

O, wybudujcie domy, o, nazwijcie wreszcie

Polskę – Polską, nie krzywdą, a miłość – miłością,

I niechaj biegną rzeki, a na każdym mieście

Niech słup srebrzystych skrzydeł tryśnie jako – kościół,

Kościół ciał odkupienia. Każdy jako posąg

Śród liści, nie z marmuru, stoi – sobie mały,

Ale rosnący w kształtach jak jabłka dojrzałe,

Wszyscy razem w kopułę, co odbije głosy

Walnych trąb archanielskich jak lawiny nieba,

By chleb był dla miłości, nie miłość dla chleba,

By czas był tym rosnącym, a nie krwi łakomym.

O, wybudujcie domy, jasne, wielkie domy.

23 XII. 42 r.


1 Star2 Stars3 Stars4 Stars5 Stars (1 votes, average: 5,00 out of 5)

Wiersz Polacy - Krzysztof Kamil Baczyński